Będąc amatorką literatury fantastycznej chętnie sięgam po kolejne pozycje z tego gatunku. Ostatnimi czasy najczęściej napotykam książki traktujące o nadprzyrodzonych istotach i ich związkach z ze śmiertelniczkami. Ten schemat ostatnio jest bardzo często wykorzystywany, wręcz wałkowany do znudzenia, a nasz rynek zalewany jest powieściami zawierającymi właściwie te same historie, tylko ubrane w inne szatki. Dlatego też, kiedy natknęłam się na "Świat Czarownic" autorstwa Andre Norton, pomyślałam sobie, że to może być coś, co chciałabym przeczytać. Dawno bowiem nie miałam w swoich rękach niczego traktującego o czarownicach i świecie rządzonym magią.
Poznajemy młodego mężczyznę, mocno doświadczonego przez los. Jest nim Simon Tregarth. Ścigany przez wrogów trafia na doktora Jorge'a Petroniusa, który zapewnia go, że jest w stanie dopomóc mu w ucieczce. Przekonuje Simona, że tylko dzięki niemu zdoła uciec przed prześladowcami. Nasz bohater ma już dość ucieczki, dlatego też godzi się podążyć za Petroniusem. Za jego sprawą trafia do równoległego wymiaru, który rządzi się zgoła innymi zasadami niż znany mu dotąd świat. Trafia na dwór Estcarpu, kraju, w którym panuje matriarchat. Rządzą nim wyjątkowe kobiety obdarzone Mocą. To świat, gdzie króluje magia. Jednakże grozi mu ogromne niebezpieczeństwo ze strony otaczających go krain - Alizonu oraz Karstenu. Tamtejsi ludzie boją się magii, wywołuje ona w nich jedynie nienawiść oraz strach. Uważają, że moc czarownic z Estcarpu jest przejawem zła. Simon będący zaprawionym żołnierzem bez namysłu zgadza się wstąpić w służbę Strażników Estcarpu i wspomóc ich w zbliżającej się wojnie. Jednakże światu zaczyna też grozić nie do końca zrozumiałe zagrożenie ze strony Kolderczyków, którzy zdają się władać mocami, które są zupełnie obce czarownicom. Jaki los czeka Estcarp? Jaką rolę w całej historii odegra Simon?
Andre Norton, a właściwie Alice Mary Norton, powszechnie uważana jest za Matkę Fantastyki. Napisała ponad sto powieści z tego gatunku. Jej dzieła zostały wielokrotnie nagrodzone, a ona sama jako pierwsza kobieta otrzymała w 1983 roku nagrodę Nebula Grand Master Award. Seria "Świat Czarownic" jest najbardziej znaną i docenianą serią wśród czytelników na całym świecie. Tego typu osiągnięcia skłoniły mnie do tego, aby utwierdzić się w przekonaniu, iż to, co właśnie zamierzam przeczytać, będzie z całą pewnością wyjątkowe i godne uwagi. Szkoda tylko, że za tymi wszystkimi ochami i achami kryje się zupełnie przeciętna historia, która niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle innych powieści z tego gatunku.
Motyw przenoszenia się pomiędzy wymiarami i trafiania do światów zupełnie innych, niż te, w których dotąd dane było żyć głównym bohaterom, jest znany i powszechnie wykorzystywany przez autorów. Chociażby ostatnio miałam okazję czytać kilka powieści o podobnej tematyce, jak chociażby "Pozaświatowcy. Świat bez bohaterów" autorstwa Brandona Mulla czy też "Wojna w Jangblizji. W Tamtym Świecie" napisana przez naszą rodzimą pisarkę Agnieszkę Steur. Aby powieść odniosła sukces, nie wystarczy jedynie wykorzystać temat lubiany przez czytelników. Wszystko zależy od tego, w jakim stopniu zostanie on dopracowany, czy odnajdzie się w danym dziele coś ciekawego, przykuwającego większą uwagę do danego tytułu. Niestety ale w moich oczach pani Norton się to zupełnie nie udało. Główny bohater trafia do świata, w którym na porządku dziennym jest magia. Simon praktycznie od samego początku akceptuje ten fakt, co przecież dla ludzi z naszego świata nie powinno być to takie oczywiste. On jednak bardzo szybko aklimatyzuje się w obcym mu świecie i natychmiast przystaje do walki, która przecież w ogóle go nie dotyczy.
Nowy świat został przedstawiony dość powierzchownie, bez wnikania w jakieś szczegóły. Z bohaterami występującymi w powieści jest identycznie. Są płascy, zwyczajni, nikt z nich nie wyróżnia się niczym szczególnym. Żadnego z nich nie jesteśmy w stanie bliżej poznać. Nie mamy większego wglądu w ich stan psychiki oraz motywy nimi kierujące. Autorka rzuca nam tylko jakieś strzępy informacji, które mają zadowolić czytelnika. Jednak jak dla mnie to stanowczo za mało. Przewracałam kolejne karty książki, jednak w żadnym stopniu nie mogłam wciągnąć się w lekturę. Ciągle miałam wrażenie, że toczy się ona gdzieś z boku, a ja jestem jedynie mimowolną obserwatorką, którą jednak trzyma się na dystans nie pozwalając jej zbliżyć się zbytnio, aby móc lepiej wczuć się w całą historię. Kolejne wyprawy, odwiedzane krainy, plemiona i toczące się walki z przeciwnikami toczyły się swoim rytmem, a ja czytałam o nich zupełnie obojętnie. O, znów się coś dzieje, fajnie. Za chwilę przenosimy się do przodu, nie wiadomo ile czasu minęło, i toczą się kolejne wydarzenia. Momentami idzie się nawet pogubić, o co właściwie teraz chodzi. W ogóle nie odpowiadało mi to, o czym czytałam. Aż żal przyznać, ale spoglądałam, ile mi jeszcze stron zostało do końca, aby móc w końcu zakończyć lekturę i odłożyć książkę na bok. A tak przecież nie powinno być nieprawdaż?
"Świat Czarownic" otwiera serię, która wydawała mi się ciekawa na tyle, że postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom. Jednakże lektura w żadnym stopniu mnie nie usatysfakcjonowała. Historia nie była ani ciekawa, absolutnie niczym się nie wyróżniała. Nie była w stanie przykuć na dłużej mojej uwagi. A szkoda, bo książka doprawdy świetnie się zapowiadała. Sam pomysł jest ciekawy, jednakże jak dla mnie został on stanowczo za mało dopracowany. Momentami miałam wrażenie, że autorka w ogóle nie przyłożyła się do pracy. Szkoda, doprawdy szkoda. Książkę odłożę na półkę i postaram się zapomnieć o Simonie oraz świecie, w którym kobiety władają magią. Nie zamierzam sięgać po kontynuację, gdyż zwyczajnie nie wierzę, że mogłoby się coś poprawić. Szkoda mojego czasu na słabą lekturę. I Waszego również. Dlatego też w żadnej mierze nie będę zachęcała Was do lektury tego dzieła. Lepiej spożytkować wolny czas na ciekawsze książki.
Moja ocena: 2/6