Moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Sławnym już i ogólnie chwalonym. Bardzo byłam ciekawa, jakie on też książki pisze. Najpierw nastawiłam się na wielkie wydarzenie, na oszołomienie, całkowity zachwyt. Potem sama siebie przystopowałam - spokojnie, pomyślałam, bez takich, zwykle ze spodziewanego zachwytu mało co wychodzi - przekonywałam siebie. I dobrze, że udało mi się przekonać samą siebie, bo byłabym bardzo rozczarowana. A tak - uznałam, że książkę oceniam na 4,5 bez emocji, bez szóstek.
Zacznę od treści - obsesja na jakimkolwiek punkcie jest dla mnie zrozumiała, aczkolwiek nie muszę jej podzielać czy akceptować. Uznałam, że owszem, może każdym człowiekiem zawładnąć jakieś szaleństwo niezrozumiałe dla innych. Dlatego z dużego dystansu przyglądałam się tej miłości ślepej, graniczącej z obsesją, do niezrównoważonej kobiety. Kobiety nieprzewidywalnej, raniącej, pięknej. Zastanawiałam się jednocześnie, co mogło być podłożem tego uczucia - tylko uroda? Sposób bycia? Wystarczy być piękną i nieuchwytną? To takie proste? Nie, oczywiście, to byłoby zbytnie uproszczenie. Nigdy pewnie się nie dowiemy, co kieruje człowiekiem w lokowaniu swoich uczuć.
No i właśnie drażniło mnie to, były chwile, że chciałam przerwać czytanie. Złościła mnie głupota i ślepota Ricarda, denerwowała ta kobieta, której imię poznajemy dopiero na sam koniec. I chyba w tym tkwi urok książki - że złości, denerwuje, nie rozumiemy tego szaleństwa, wiemy, że to musi skończyć się nieszczęściem, że nie można bezkarnie pomiatać, krzywdzić, wykorzystywać, a jednak czytamy.
Drażniła mnie nawet maniera zdrobnień w opisach bohaterki - usteczka, cycuszki, rączki, uszka - infantylizm tych opisów był zniechęcający. Kobieta po pięćdziesiątce, schorowana, już niepiękna, a ten ciągle jak o małej dziewczynce. Zachwyt i miłość nie przeminęły. Z jednej strony to jest piękne, że takie uczucie może istnieć, z drugiej - budzi niedowierzanie. Nie samym faktem istnienia - wierzę, że ludzie, którzy są ze sobą kilkadziesiąt lat, nadal bardzo się kochają, wspierają, ufają sobie, są dla siebie wsparciem itd. Ale pierwsze stany zakochania mijają i przeradzają się raczej w przyjaźń, wzajemne zaufanie, życzliwość. A w tej powieści właśnie nic się nie zmienia - dopiero pod koniec Ricardo zaczyna myśleć, gdy ma już prawie 60 lat. Przez całe dotychczasowe życie był po prostu zakochany.
Książka wzbudziła we mnie skrajne emocje - zachwyt, niechęć, złość, podziw, satysfakcję. Ale czytałam mimo oporów do końca. Nie wiem, czy wszystkie powieści tego autora takie są. Jeśli tak, poszukam kolejnej. Żeby się pozłościć.