Testament recenzja

The Chyłka must go on

Autor: @Bartlox ·4 minuty
2023-08-16
Skomentuj
8 Polubień
Czasem jest tak, że w jakiejś serii pisarskiej pewien problem narasta i narasta i w końcu w którejś z jej części, cóż, eksploduje. Objawia się w niej tak wyraźnie, że ciężko nie myśleć o nim podczas całej lektury – po tym, jak w kilku poprzednich książkach z tego cyklu był on tylko jednym z narzucających się wrażeń. No to to jest właśnie ten przypadek :) Właśnie w „Testamencie” nastąpił wybuch Mrozowego przeolbrzymiego problemu z konstruowaniem akcji poszczególnej części serii na tle serii jako takiej.

W pierwszym rzędzie jest absolutnie jasne, że pisarz bardzo chciał kontynuować ten cykl. Nie ma w tym nic dziwnego, że wszystkich jego serii ta Chyłkowa jest w największym chyba stopniu samograjem – wystarczy, by ktoś zwrócił się do naszej przebojowej pani mecenas z prośbą, by go broniła i tyle. W serii Forstowskiej, która jednak długo składała się z powiązanych mocno ze sobą książek trzeba było mieć jakiś pomysł na kontynuację, w serii z Zaorskim też, bo tam specyficzna atmosfera prowincji, w serii z Edlingiem również. Tu niekoniecznie, a czytelnicy i rachunki czekają. Problem jest jednak nieco głębszy: jakoś po mojej ostatniej wzmożonej lekturze tego cyklu nie mam – nawet po słabszych jego częściach, podkreślam – wątpliwości, że Najpłodniejszy go czuje. Że ma w nim i z nim bardzo, bardzo dobry wibr. Że być może nawet nie ma jakiejś wielkiej przesady w tych jego jakże częstych zapewnieniach, że Chyłka regularnie domaga się od niego, by o niej pisał i dobija się o ciągi dalsze swojej historii.

Z drugiej zaś strony rzuca się w oczy, jak dramatycznie autor nie miał pomysłu na ten konkretny tom i jak bardzo zależało mu, by ukryć ten fakt (w końcu – tak sobie rekonstruuję jego tok myślenia - pisze tu swoją flagową serię). Ukryć go za pomocą ciągłego i ciągłego komplikowania fabuły. Sztucznego, robionego na siłę, komplikowania całego rozwoju wypadków. Ktoś kogoś zabił bo coś, ale ponieważ tu ewidentnie nie jest tak, że czytelnik ma prawo przejrzeć logicznie podane motywy i rozwój tej sytuacji z przedakcji, nie ta się w ten sposób podać tej opowieści (tak, od tego wyszedłem w tym akapicie, to po prostu nie jest sprawnie wymyślone jako baza dla kryminału) to do tego schematu dodane zostaje tyle ozdobników, tyle skrzenia się, tyle spraw, że szok. Byle tylko przykryć ten brak pomysłu, byle nikt nie zwrócił nań uwagi, może zaginie on w tym wszystkim.

I, tak, przez to cała intryga robi się też meganieprawdopodobna. Totalnie oderwana od czegokolwiek z naszego świata. No i z Chyłką jako geniuszem ogarniającym prawo karne i rodzinne jednocześnie (nie, takich prawników nie ma, nawet w najlepszych kancelariach). To, co w znacznej części znamionowało dwa przynajmniej poprzednie tomy, w tym, powtórzę to słowo, eksploduje.

Widać zresztą, że Najpłodniejszy nijak się tu nie krępuje i np. tak sobie, bez większego uzasadnienia, zabija w ramach tego dodawania jedną z nader ważnych w całym swoim uniwersum postaci. Słaba poszlaka na rzecz tezy, że dodawał elementy bez opamiętania, byle nie było widać słabości podstaw?

Ciekawe jest w tym kontekście to, jak łatwo Remek rozwiązuje traumatyczną sytuacje, którą zakończył poprzedni tom tego cyklu. Jak łatwo przychodzi mu „odwołanie”, zdezawuowanie tamtego cliffhangera. I robi to - nie licząc się z logiką, polskim systemem prawnym, doświadczeniem, z niczym. Co do tego systemu… interesujące, bo coś takiego byłoby, jak już, jeśli w ogóle, jakoś możliwe w prawie państw anglosaskich, gdzie mamy m.in. oportunizm procesowy i w ogóle o wiele większy zakres samodzielności urzędu prokuratorskiego. I teraz przypomniało mi się, że w bezpośrednio poprzedniej części wyszło na jaw, że Chyłka czyta amerykańskie kryminały. Nie polskie, nie skandynawskie, a właśnie te zza wielkiej wody. I był tu w sumie potencjał na jakąś grę z czytelnikiem, na zabawienie się tym motywem. Totalnie przez pisarza olany.

A propos olewania szans na zabawę – prawie że poznaliśmy personalia Kornaka, jego imię i nazwisko. Ale znów, prawie, bo jako takie nie padły. I po raz kolejny, autor mógł tym jako pograć. I nie pograł, darował sobie tę możliwość w stu procentach.

Tak w ogóle to dla kogo Kornak pracuje, dla kancelarii czy dla Chyłki? Bo chyba nikt tam poza nią nie korzysta z jego usług, nikt do niego nie chodzi, nikt mu niczego nie zleca, a on zawsze ma dla niej morze wolnego czasu.

„The Chyłka must go on”, ta powieść musiała powstać, tak, jak musiało powstać jeszcze kilka czy kilkanaście innych (piszę tę reckę w 2023 roku, bodaj pięć lat po premierze książki) opowiadających o nieustępliwej pani mecenas i będzie jeszcze musiało zapewne powstać znacznie więcej. Może kiedyś Najpłodniejszy nauczy się lepiej budować bazę do tych opowieści, nie do niej jako całości, a do poszczególnych tomów, miejmy nadzieję.

Moja ocena:

× 8 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Testament
Testament
Remigiusz Mróz
7.6/10
Cykl: Joanna Chyłka, tom 7

Znany warszawski ginekolog niespodziewanie otrzymuje ogromny spadek od jednej ze swoich pacjentek, choć przyjął ją w gabinecie tylko raz. W skład masy spadkowej wchodzi zapuszczona nieruchomość, która...

Komentarze
Testament
Testament
Remigiusz Mróz
7.6/10
Cykl: Joanna Chyłka, tom 7
Znany warszawski ginekolog niespodziewanie otrzymuje ogromny spadek od jednej ze swoich pacjentek, choć przyjął ją w gabinecie tylko raz. W skład masy spadkowej wchodzi zapuszczona nieruchomość, która...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Seria z Joanną Chyłką i Kordianem Oryńskim, to zdecydowanie jedna z najlepszych serii jakie miałam możliwość czytania w całym swoim życiu. Zawsze zastanawiam się skąd autor czerpie inspiracje, zdecyd...

@Gosia @Gosia

Takież było kiedyś, trochę żartem, powiedzonko. To już 7 tom przygód z Chyłką i "Oryjskim", Powieść bardzo dobra, niestety rzucają się w oczy pewne zabiegi autora, które już przestają smakować, a z...

@Johnson @Johnson

Pozostałe recenzje @Bartlox

Debit
Klaustrofobia w cieniu wirusa (i pewnej dziewczyny)

C.J. Tudor, pisząc tę powieść, mocno ułatwiła sobie pracę. I nie chodzi mi teraz o wprowadzenie do niej mocno przemawiającego do nas dziś, w 2024 r., motywu pandemii o...

Recenzja książki Debit
Berdo
Przelicytowane :(

„Ostro Pan licytuje, Panie Mróz” – taka myśl pojawiła się w mojej głowie gdy doczytałem do około dwóch trzecich „Berda”. Tak, położenie, w którym znaleźli się wtedy wykr...

Recenzja książki Berdo

Nowe recenzje

Majster bieda czyli zakapiorskie Bieszczady
Kim jest bieszczadzki zakapior?
@anna117:

Andrzej Potocki w swojej książce, która była wielokrotnie wydawana i uzupełniana, mówi, że na miano bieszczadzkiego zak...

Recenzja książki Majster bieda czyli zakapiorskie Bieszczady
Zapach pustyni
Recenzja
@bookiecikowa:

Chcę zacząć od tego, że rozdziały są bardzo krótkie, ale równie ciekawe. Nie czułam się, jakbym czytała wypełniacze tek...

Recenzja książki Zapach pustyni
Sekrety domu. Bille. Tom 1
Sekrety domu Bille Tom 1
@lubie.to.cz...:

Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się tylko na zdjęciach. Patrząc na rodzinę Bille, chyba coś w tym jest. Doros...

Recenzja książki Sekrety domu. Bille. Tom 1
© 2007 - 2024 nakanapie.pl