Wyłącznik awaryjny. recenzja

"Wyłącznik awaryjny" to książka którą J.Rollins napisał razem z Grantem Blackwoodem.
 Mamy tu uwspółcześnioną wersję Indiany Jonesa,
 z tą różnicą że Tucker ma partnera, przyjaciela któremu 
 bez wahania powierza życie. Tym partnerem jest Kain,
 specjalnie szkolony pies.Jest to pierwsza część cyklu z tymi bohaterami.
 Były komandos konsekwentnie odmawia wstąpienia do Sigmy,
 co nie przeszkadza mu w braniu zleceń od tej agencji. 
 Tym razem podejmuje się łatwego z pozoru zadania , wywiezienia z Rosji 
 rosyjskiego naukowca. Zadanie się komplikuje i przekształca w misję
 ratowania świata przed katastrofą ekologiczną. 
 Książka cały czas trzyma w napięciu a wstawki narracji z punktu widzenia psiego bohatera, urozmaicają czytanie. 
 Mnie osobiście bardzo rozczuliła relacja Tuckera i Kaina, ich wzajemna miłość, przyjaźń, bezgraniczne zaufanie i oddanie.
 Taka więź rodzi się nieczęsto, i nic nie jest w stanie jej zerwać.
 Rollins jak zawsze staje na wysokości zadania, pisze ciekawie a akcję osadza w istniejących miejscach które zwiedził choćby na potrzeby tej powieści. To jego przygotowanie do pisania sprawia, że czytelnik czuje się doceniony. Z przyjemnością mogę polecić lekturę tej książki, jest chyba najlepszą jaką czytałam tego autora (chociaż pewnie za każdym razem tak piszę, ale nic na to nie poradzę) 
 Jest świetna i już.