szkolne, nadal musi walczyć z własnymi myślami. Będzie musiała znaleźć w sobie odwagę by odbudować znajomość z synem miliardera Davisem, a przede wszystkim pokonać przepaść, która oddziela ją od reszty ludzi. Poszukiwania Picketta mogą być dla Azy największą przygodą jej życia, ale jednocześnie największym życiowym wyzwaniem. Pytanie…czy Aza podoła? Żółwie aż do końca to mimo wszystko najlepsza książka Johna Greena, choć nie spodziewałam się tego. Wcześniejsze książki tego autora zostały na mojej półce tylko dlatego, że facet naprawdę potrafi pisać. Jednak w niektórych przypadkach jak przy TFIOS – to było za dużo. Owszem, mając szesnaście lat i będąc niedorzecznie inteligentnym, możesz być głębokim myślicielem i rzucać filozoficznymi przemyśleniami na prawo i lewo, ale serio – pójdźcie ze mną na dziecięcą onkologię i pokażcie mi dziecko, które ledwie oddycha czy przyjmuje chemię i kontempluje nicość życiową, wymiotując wszystkim co tylko dostanie się do jego ust, bo już nawet nie do żołądka. W przypadku najnowszej książki Greena wszystko było uzasadnione. Panika, ciągłe przemyślenia o bakteriach, które mogą powodować mnóstwo chorób. To jedna z tych książek, które mają na celu uświadamiać o chorobie, a nie ją ubarwiać. Aza to urocza, sponiewierana psychicznie przez swoją chorobę, dziewczyna walcząca z codziennością. A raczej o normalną codzienność. Do tego dochodzi chęć prowadzenia normalnego życia, które tak naprawdę nie jest takie łatwe. Szczególnie, kiedy co chwilę dopadają cię spirale myślowe. Davis również jest postacią, którą Green wykreował w przyjemny, niezbyt pretensjonalny sposób. Choć jednocześnie – czy tacy ludzie istnieją? Czy to ideał w klimacie ‚Merica Edition? Chłopak jednak wydawał się bardziej pragnąć samej dziewczyny, aniżeli odnalezienia ojca, choć w niektórych momentach miałam wrażenie, że jednak mota się między jednym a drugim. Ostatecznie Żółwie aż do końca to udana próba przekazania otoczeniu jak to jest cierpieć przez własny umysł i naturę ludzką. Jak bardzo można nie mieć predyspozycji do życia w ‚normalnym’ społeczeństwie. To ciepła historia, a jednocześnie straszna perspektywa nastolatki żyjącej z OCD. Książkę w całej rozciągłości polecam i przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że spodoba mi się tak bardzo książka Johna Greena.