Paullina Simons "Jeździec miedziany",
książka, która porwała serca tysięcy czytelniczek, wyciskała z oczu łzy, mnie pozostawiła z dużym niedosytem, wręcz rozczarowaniem, bo opowieść o wzajemnej fascynacji dwojga młodych ludzi siedemnastoletniej Tatiany, która pracuje w fabryce zbrojeniowej i o kilka lat starszego od niej żołnierza Armii Czerwonej Aleksandra - człowieka z dość egzotyczną jak na czasy ówczesnego Związku Radzieckiego przeszłością, zupełnie przysłoniła wątek wojenny i obrony Leningradu. Nie chcę znęcać się nad bohaterami, tłem historycznym, które jest osobistą fantazją autorki na temat wydarzeń dotyczących blokady Leningradu czy wojny w ogóle, o której w którymś momencie autorka zapomina, przepełnionymi tanim erotyzmem rozdziałami czy dialogami czy opisami, które powodują szczękościsk. "(...) czekała na niego zwinięta w kłębek niczym bułeczka wyjęta prosto z gorącego pieca". To tylko jeden z wielu przykładów. Uff.
Mocno drażniła mnie naiwność Tani, tu i ówdzie przeplatana bohaterskimi czynami, tak jakby w jednym ciele znajdowały się dwie całkowicie inne osoby. Jej zachowania i poglądów nie mogę usprawiedliwić wiekiem, ona po prostu jest infantylna i dziecinna. Nie lepiej wypada Aleksander. Zaborczy, zazdrosny, gwałtowny, nieobliczalny, traktujący ukochaną Tatianę jak przedmiot.
Od połowy słuchałam przewijając sobie rozdziały, chcąc zrozumieć fenomen tej powieści, książki, która kompletnie nie jest d...