Pierwsza świąteczna książka na tegoroczny okres świąteczno-zimowy. Wybór był prosty. Kupiła mnie okładka, kupił mnie tytuł i opis, jak i kilka polecajek od @zaczytana.querida @bookholiczka.poleca @mozaikaliteracka @zaczytana_ania_, a i na wielu, wielu innych bookstagramowych kontach widziałam tę książkę.
Co tu dużo mówić, treść tylko przypieczętowała ten wstępny zachwyt. Bardzo przyjemnie spędziłam czas z tą książką, z Molly i Andrew, i ich rodzinami. Poczułam magię świąt, odczułam ten świąteczny klimacik, a o to mi właśnie chodziło. Do tego nie raz się uśmiałam, a na sam koniec nie raz wzruszyłam. I powiem wam szczerze, że to jedna z takich książek, które z przyjemnością przeczytałabym jeszcze raz. Taka po prostu no w sam raz, na ten świąteczno-zimowy czas, nie za ciężka, ale też nie jakaś głupawo-lekka.
Bardzo podobał mi się pomysł podziału rozdziałów na wcześniejsze loty dwójki naszych bohaterów, by w ten sposób przywołać nam jak rodziła się ich relacja, która teraz, po dziesięciu latach, zmienia się, ewoluuje i zaskakuje zarówno czytelnika jak i samych bohaterów.
Molly i Andrew już od dekady podróżują razem samolotem, by na święta Bożego Narodzenia dostać się z Chicago do swoich rodzin zamieszkujących w Irlandii. Co roku ich podróże wyglądały trochę inaczej, z każdym rokiem ich relacja zacieśniała się, przeradzając się w prawdziwą przyjaźń. Te kilka godzin w samolocie to był ich wspólny cza...