Czytane X lat temu. Nie jestem fanem twórczości Stephena Kinga, co więcej - nie potrafię czytać jego książek regularnie, bo się powtarza. Motyw choroby alkoholowej zbyt często widnieje na pierwszym planie, a religijne dewoty wyskakują, jak filip z konopi. Filmy na podstawie powieści Kinga są z reguły złe lub bardzo złe. Ranią oczy, duszę i zabijają piękno scenariuszowej oraz operatorskiej inscenizacji. Wyjątkiem pozostaje ,,Lśnienie'', które ucieka od liniowości, taniochy gatunkowej czy dosadnej grozy, gdzie, zamiast ostrych narzędzi prym wiedzie wąż ogrodowy czy żywopłot (rzeczy mniej straszne, ale mocniej działające na wyobraźnię, są mniej efektowne, za to mają większy wskaźnik twórczy). Nie jest to horror współczesny, który próbuje nabawić czytelnika choroby wieńcowej w kanciasty sposób - prawdę powiedziawszy ,,Lśnienie'' nigdy nie powinno dostać łatki ,,straszaka'', gdyż na wierzch wychodzi dramat psychologiczny z domieszką przerażającej scenerii oraz degradacji umysłowej, gdzie demony rodzą się w ośrodku ludzkiej głowy - nie na zewnątrz czy z przyczyn naturalnych.
,,Lśnienie'' jest historią jednego człowieka z dezorganizacją społeczną i dekonstrukcją osobowości. O człowieku uzależnionym od trunków wysokoprocentowych, poddającego się władzy ,,ożywającego'' hotelu, gdzie duchy przemawiają ludzkim głosem, a nawet zachęcają do morderstwa w czynie zbiorowego urojenia. Opowieść, w której nie ma miejsca na wyolbrzymioną karykaturę. King wielokrotnie korzystał z w...