Pewnej nocy przyśnił mi się Wielki Ro. Tak się w każdym razie przedstawił. Dał mi do zrozumienia, że może ofiarować mi szansę powtórki z życia. Nie skorzystałam z niej, bo właśnie się obudziłam. Usiadłam natychmiast do maszyny i przeklepałam kilka stron konspektu tej małej powieści. A ponieważ działo się to w czasach siermiężnej, szarej rzeczywistości, wymyśliłam dla swojej "Szansy" inną codzienność, inne nazwy i imiona.
W tej prozie chodzi mi o naszą pogoń za szansą odmiany. O wychylanie się to w przeszłość, to w przyszłość, przy zaniedbywaniu tego, co jest. Miałam też taką ambicję, aby powieść dobrze się czytało. I żeby była niespodzianka na końcu - do którego w żadnym wypadku nie należy przedwcześnie zaglądać.
Prawdziwą, czytelniczą szansę może dać "Szansie" tylko jej Czytelnik. Czego książce i sobie życzy
Autorka
Autorka