Najbardziej niznośne było to, że kurczył się tylko od karku wzwyż, że ten łebek na szypułce wyrastał z normalnego, w pełni rozwiniętego męskiego ciała, które jak się wydawało, znałam na pamięć. Nawet w tym był niekonsekwentny, nieskoordynowany jakiś, gdyby cały malał, miałabym jego proporcjonalną miniaturkę, prywatnego Tomcia Palucha, mogłabym mu kupić ubranka, spałby w pudełku po butach, pisał ogryzkiem ołówka, a ja z lupą przepisywałabym jego teksty do publikacji, gdyby wciąż malał, nosiłabym go w kieszeni bluzki jak kangurzątko, a potem jak broszkę i pewnie w końcu umarłby od ukąszenia komara...