Po bardzo pozytywnych odczuciach po lekturze „Asiuni” J. Papuzińskiej sięgnęłam po następną pozycję z cyklu: Wojny dorosłych – historie dzieci. I cóż… Książka wydana równie starannie, jak poprzednie, z ilustracjami dobrze oddającymi treść, ale tym razem nie podobało mi się, nie potrafiłam wyobrazić sobie odbiorcy, do którego adresowana była ta opowieść. Mam wrażenie, że autor chciał zbyt dużo. I nie do końca się to udało:
1) Autor, w niezbyt grubej książeczce, starał się wyjaśnić bardzo dużo terminów związanych z II wojną światową. W niektórych momentach miałam wrażenie, jakbym czytała dziecku słownik wyrazów nieznanych, a nie opowieść o wojennych losach kilkuletniego chłopca.
2) Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autor opowiedział tę historię z punktu widzenia dorosłego, któremu wydaje się, że wie, w jaki sposób snuć opowieści dzieciom, a nie z punktu widzenia dorosłego, który potrafi to robić.
3) Moim zdaniem było tu dużo za dużo. Słów do wyjaśnienia, „przypadków” wojennych, bardzo poważnych problemów (tutaj z racji objętości książeczki – ledwie muśniętych): starczyłoby tego na kilka interesujących książeczek dla dzieci.