Niektóre historie mają drugie dno. Bardzo trudne do zauważenia, a następnie odkrycia. Jednak są ludzie, którzy są zdeterminowani, by odkryć właśnie tę tajemnicę. Nie spoczną póki nie dowiedzą się, co tak naprawdę zostało skryte, jaka jest rzeczywistość. Idą krok za krokiem, dokładnie obserwują otoczenie, dane, fakty. Czy ostatecznie dotrą do prawdy?
"Mały Książę" jest dla mnie jedną z najważniejszych książek. Odkąd pierwszy raz go przeczytałam, mam do niego olbrzymi sentyment. Już jako dziecko dostrzegłam w nim coś więcej. Z czasem moje odczucia, moja własna interpretacja tej książki zmieniała się, wręcz ewoluowała. Tym razem zdecydowałam się pójść o krok dalej i dowiedzieć się coś więcej o autorze, dowiedzieć się coś więcej o symbolice, wykroczyć poza ramy lektury szkolnej. Niestety wybrałam do tego złą książkę, a był nią "Kod 612: Kto zabił Małego Księcia?". Przekonał mnie opis, ale ostatecznie jest to dla mnie duże rozczarowanie.
Od samego początku miałam dość ambiwalentne odczucia. Z jednej strony czułam potrzebę zaznajomienia się z czymś więcej oprócz "Małego Księcia" i wydawało mi się, że to może być dobry pomysł. Z drugiej takie koncepcje kopania i poszukiwania nie do końca mnie przekonują, gdyż mam poczucie, że naruszają pewną aurę. Jednak na pewno przyciągają uwagę niejednej osoby i nadają jakiś nowy rodzaj spojrzenia na twórczość pisarzy. Akurat "Kod 612" nadał mi całkowicie nową perspektywę, z której nie jestem zadowolona. Ale o tym za chwilkę.
Sam styl pisarki jest wyjątkowo lekki w obiorze i całą powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Akurat w tym przypadku idzie za tym brak dopracowania, wiele luk fabularnych i poczucie, że powieść była robiona na szybko, jeśli można się tak wyrazić.
Problematyczne jest to, że to nie jest konkretny gatunek. Można trafić na informację, że to kryminał, jednak według mojej opinii stanowczo nie. Oczywiście pojawiają się jakieś pojedyncze elementy kryminału, ale to kryminałem jeszcze go nie czyni. Nie jest to też reportaż, a na początku miałam właśnie takie skojarzenie. Jest wiele konkretnych informacji, które zgadzają się z faktami, niemniej część fabularna zaprzecza temu. Pojawiają się też elementy symboliki "Małego Księcia", które są przeniesione na fabułę. Tylko że to też nie jest dopracowane. Nie jest to kryminał, nie jest to reportaż, nie pojawia się tu rozbudowana symbolika, więc czym tak naprawdę jest ta książka... Nie jestem też fanką wrzucania koniecznie literatury w utarte schematy, lecz by z nich wyjść trzeba umieć dobrze pisać, tutaj niestety tak nie było.
Przekazanie informacji o autorze i samym "Małym Księciu" w jakiś nietypowy sposób rozczarowało mnie. Nie było tym, co oczekiwałam i czuję z tego powodu rozżalenie. Pojawiała się też w mojej głowie refleksja, że są tajemnice, które właśnie tymi tajemnicami powinny pozostać. Nie zawsze należy skupiać się na tym, co ukryte, nie zawsze trzeba przekładać to dosłownie na rzeczywistość i odnosić do życia artysty. Niekiedy warto pozostać w tym pierwotnym odbiorze i odnieść dzieło wyłącznie do siebie. Wtedy można najwięcej zyskać. A przynajmniej to takiej konkluzji doszłam w przypadku "Kodu 612".
Rozczarowanie było dość duże, ale jak to mówi znane powiedzenie "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" i to skusiło mnie, by tym razem podejść do poszukiwań od jeszcze innej strony – czyli skupić się na twórczości autora i przeczytać jego wcześniejsze powieści. I myślę, że to będzie najlepszy wybór w przypadku wielu czytelników.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl