Jak radzicie sobie z nadmiarem emocji? U mnie odpowiedź jest dość oczywista – czytam. Czytanie potrafi sprawić, że na chwilę poczuję ulgę, że na chwilę odpocznę od tego wszystkiego, co jest wokół mnie, że się skupię na tych małych, czarnych literach. To się wydaje nic nieznaczące, ale gdy tych emocji jest wiele, gdy świat mnie przerasta, ta chwila wytchnienia pozwala mi spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Pozwala mi rozplątać moje własne emocje i zrozumieć, co czuję, a następnie konstruktywnie to przetworzyć. Czy czytanie nie jest rodzajem siły i momentami wręcz nieokiełznanej magii?
Wszystkie te refleksje wzięły się w rezultacie przeczytania tomiku wierszy Kingi Hryc – "Raj utraconych". Tak jak ostatnio się z Wami dzieliłam, po naprawdę długiej przerwie wracam do czytania poezji i poszukuję czegoś, co mnie poruszy, co mi przypomni, dlaczego tak kocham czytać poezję. Tylko że niestety często jest tak, że trzeba przeczytać wiele wierszy, wiele tomików, by znaleźć coś, co nas tak intensywnie poruszyło. Na szczęście "Raj utraconych" jak najbardziej spełnił swoje zadanie i właśnie to zrobił.
Już od samego początku styl, którym posługuje się Kinga Hryc, przypadł mi do gustu. Okazał się bardzo mocno rozbudowany, posiadający wiele środków stylistycznych. Tutaj można krótko powiedzieć – czyli wszystko to, co szanuję w wierszach i uwielbiam. A dodatkowo wśród środków stylistycznych mam poczucie, że dominowały metafory i to kolejny tak bardzo ceniony przeze mnie element. Dzięki temu wiersze czytało mi się po prostu dobrze, a co za tym też idzie: wnikliwie.
W tomiku "Raj utraconych" wiele wierszy mono mnie poruszyło i sprawiło, że świat objawił się w pewien odmiennny sposób. Właśnie to też uwielbiam w wierszach, tak naprawdę parę słów może zmienić nasze postrzeganie, sprawić, że świat ukaże nam się w innych barwach, a my jesteśmy gotowi poszerzyć nasze perspektywy. Czyż nie jest to piękne? Gdy czytałam wiersze z tego tomiku, miałam poczucie, że poruszyły one gdzieś strunę we mnie. Choć też nie będę udawać, że wszystko doskonale rozumiałam, bo wcale tak nie było. Wiele wierszy okazało się dla mnie bardzo skomplikowanych i w rezultacie niezrozumiałych, więc też trudnych do oceny. Niemniej te wiersze, które myślę, że zrozumiałam i jakoś w sobie poczułam dawały mi szanse spojrzenia na podwójną głębię. Czułam, że z całości przenika nieopisane cierpienie, które słowa mimo to próbują ukazać. Jako czytelnik i we mnie pojawiły się podobne emocje. Gdzieś pomiędzy cierpieniem czułam nadzieję, a gdzieś pomiędzy nadzieją czułam cierpienie. Tym bardziej że poetka wielokrotnie w swoich wierszach w sposób momentami wręcz brutalny podkreślała niektóre istotne dla siebie elementy. Nie ograniczała się, nie bawiła w półsłówka. Po prostu wykorzystała moc poezji.
Wśród wierszy przede wszystkim największe wrażenie zrobiło na mnie "Osiem błogosławieństw". Poczułam w tym wierszu samą siebie i przewrotność, która za tym szła. Dla mnie to właśnie przykład pewnej realnej brutalności tego świata, gdzie niektóre pytania muszą zostać ugłośnione, a człowiek sam przed sobą musi na nie odpowiedzieć. Poruszyło mnie to dogłębnie i skłoniło do przemyśleń. Dużym sentymentem darzę też wiersz "Braki". I z nim potrafiłam i przede wszystkim chciałam się utożsamić.
Kinga Hryc w swoim tomiku poezji "Raj utraconych" bez wątpienia włożyła swoją duszę i przeprowadziła czytelników przez swoje życia, dając nam możliwość utożsamienia się, zrozumienia i właśnie odnalezienia w tych słowach samego siebie. Polecam ten tomik każdej osobie, która odnajduje się w poezji.