Harold Gillies był pasjonatem golfa, a także szczęśliwym mężem i ojcem. Zwykłym człowiekiem; takim, jakich jest wielu. Jednak bez niego tysiące młodych mężczyzn mogłoby pozostać oszpeconymi do końca życia. To właśnie Harold Gillies stał się pierwszym chirurgiem plastycznym, który z tak wielką precyzją dokonywał rekonstrukcji twarzy.
Jednakże to nie jest tylko opowieść o nim. To historia wielu ludzi, którzy pracowali w szpitalach podczas pierwszej wojny światowej. W tamtych latach - pośród nieustannego gradu kul, wystrzałów karabinów i wszechobecnej śmierci - byli oni niczym ciche anioły, dając nadzieję na lepsze czasy.
Lindsey Fitzharris w swojej książce „Facemaker” przedstawia nam rzeczywistość wojenną, pełną bólu i strachu. Kreśli obraz ludzkich tragedii, opieki szpitalnej nad rannymi żołnierzami i tego, jak los jednostki wpłynął na historię medycyny.
Na wstępie chciałabym pochwalić samo wydanie tej książki. Okładka od pierwszych chwil przyciąga wzrok, a twarda oprawa i zdjęcia są elementami, które sprawiają, że reportaż ten nabiera dodatkowej wartości estetycznej. Również zastosowanie dużej czcionki bardzo pomaga w lekturze, co szczególnie dla osób z wadami wzroku jest istotną kwestią. Widoczne jest też to, że wydawnictwo naprawdę przyłożyło się do tego, aby książka prezentowała się jak najlepiej wizualnie. Jak wypada przy tym warstwa tekstowa?
„Facemaker” Lindsey Fitzharris nieprzypadkowo uzyskał tytuł bestsellera „New York Times”, a także dostał się do finału Kirkus Prize 2022. Autorka bowiem w sposób pełen empatii i wrażliwości opowiada o tym, jak wojna zmieniła życia tysięcy ludzi. Jak sama zaznacza, „[…] Od chwili, gdy na froncie zachodnim rozległy się strzały pierwszego karabinu maszynowego, jedno stało się jasne: technika wojskowa Europy zdecydowanie przewyższała jej możliwości medyczne”.
Niestety, lekarze zostali kompletnie zaskoczeni nowymi rodzajami broni, a więc i obrażeniami przez nią zadawanymi. Sytuacja szpitali była bardzo trudna; nie wspominając już o tym, w jakich warunkach trzeba było przenosić rannych do bezpiecznej jednostki. Pisarka bardzo dobrze oddała wszelkie związane z tą sytuacją trudności, we wiarygodny sposób ukazując rzeczywistość wojenną.
Lindsey Fitzharris w bardzo plastyczny sposób opisuje losy ludzkie, swoją narracją sprawiając, że mimowolnie przywiązujemy się do poszczególnych osób. Poprzez stosowanie anegdot z ich życia stają się nam bliżsi, dzięki czemu z większą chęcią śledzimy ich perypetie. Autorka tym zabiegiem pozwala odetchnąć od trudniejszych tematów, niejednokrotnie wywołując uśmiech na twarzy czytelnika.
„Facemakera” czyta się niczym najlepszą powieść, lecz obszerna bibliografia nieustannie przypomina o tym, że mamy do czynienia z literaturą faktu. Lindsey Fitzharris z wiernością cytuje listy, rozmowy i artykuły z gazet, których autentyczność możemy sprawdzić na końcu książki. Jest to element, który bardzo doceniam w reportażach, gdyż poszerza wiedzę czytelnika na najbardziej interesujący go temat.
Mimo wszystko „Facemaker” nie jest książką pozbawioną wad. W mojej opinii najważniejszą z nich jest jej początkowa chaotyczność reportażu. Trudno określić po pierwszych rozdziałach, o czym właściwie on jest, ponieważ autorka swobodnie opisuje zarówno wydarzenia polityczne, jak i codzienność przyszłych chirurgów. Z pewnością należy przyzwyczaić się do tego zabiegu i zaakceptować go. Wraz z biegiem lektury jednakże przestaje mieć to tak duże znaczenie.
Kolejną trudnością jest nagromadzenie nazwisk, miejsc i dat. Nawet pomimo przystępnego stylu pisania, podczas lektury musimy się porządnie skupić. Pisarka bowiem nie ma problemu z tym, aby po kilkunastu rozdziałach wracać do wątków poruszanych we wcześniejszych partiach książki. Dlatego też takie cechy jak uważność i umiejętność szybkiego łączenia faktów są dobrze widziane podczas lektury „Facemakera”. Na całe szczęście Fitzharris nie stosuje tych zabiegów zbyt często, a także podrzuca wskazówki czytającemu, aby ten łatwiej połączył fakty.
Ostatnim elementem, na jaki warto zwrócić uwagę, jest bezstronność autorki. Chociaż w swoim reportażu skupia się głównie na chirurgii plastycznej w Wielkiej Brytanii, nie umniejsza dokonaniom medycznym innych krajów. Według mnie to bardzo dobrze o niej świadczy, ukazując profesjonalizm pisarski i dogłębną analizę, jaką przeprowadziła podczas pracy twórczej.
„Facemaker” Lindsey Fitzharris to świetnie napisana pozycja, która zadowoli niejednego pasjonata tematu. Początki chirurgii plastycznej opisane są w poruszający wyobraźnię, pełen empatii sposób. Autorka opiera się na faktach, równocześnie nie bojąc się opisywania uczuć, porażek i frustracji chirurgów. Zdjęcia umieszczone w książce dodatkowo sprawiają, że trudno nie docenić tytanicznej pracy tych ludzi, którzy przecież też mieli swoje prywatne życie. Oczywiście, „Facemaker” nie jest tytułem idealnym, ale jego zalety z pewnością przewyższają wspomniane wcześniej wady. Polecam.