Od dawna miałam ochotę na książkę fantastyczną, która w pewien sposób do mnie przemówi. Nie książkę z elementami fantasy, ani na fantasy opartego na współczesności. Brakowało mi dobrej literatury, której różnorodne postacie zdominują moją wyobraźnię. Dlatego ucieszyłam się, że tytuł „Lare i t’ae” Eleonory Ratkiewicz zawitał na mojej półce. Trochę się zmartwiłam, że do już druga część serii, jednak po rozpoczęciu lektury nie odniosłam wrażenia, że coś nie wiem. Mimo iż jest to kontynuacja, nie odczułam tego, a to oczywiście zasługą jest ciekawej i wciągającej fabuły oraz zajmujących opisów, których znajdziemy w niej bez liku.
Osiem mocnych Królestw już od dawna ze sobą nie walczy, między nimi panuje ład i spokój. Ich mieszkańcy w leniwie płynące dni pasają bydło i wspominają ubiegłe czasy. Jednak po latach zaczyna im zagrażać susza, która może przysporzyć głodu i wojen. Aby temu zapobiec, Lermett, młody i zdolny król Najlissu, będzie zmuszony przemówić do rozsądku innym. Lecz czy jego mądrość i prawość zdołają załagodzić narastające poruszenia? Na szczęście z pomocą przyjdą mu przyjazne elfy, młody mag i przemądrzały krasnolud. Z taką mieszanką Lermett podejmie ryzyko i spróbuje swych sił…
Jak już wspomniałam, nieco obawiałam się zaczynać serię od drugiej jej części. Przemogłam się jednak i muszę przyznać, że ani trochę nie doznałam wrażenia, iż jest to kontynuacja. Autorka przekazała całą potrzebną treść w każdym rozdziale, dlatego można bez przeszkód wczytać się w losy bohaterów. Co więcej, tej treści jest naprawdę sporo, opisy przeważają nad dialogami, dlatego na przeczytanie „Lare i t’ae” należy poświęcić więcej uwagi i czasu, aby wszystko klarownie zrozumieć. Nie jest to prosta treść, pani Eleonora skrupulatnie i bardzo barwnie opisuje każdy detal, wszystko wygląda jak dzieło sztuki, nawet te „brzydsze rzeczy”. I z jednej strony to stanowi mocną część fabuły, cały wygląd i estetyka w wyobraźni stanowi wysoki poziom, lecz z drugiej może to nieco nużyć czytelnika, przesadzone zdania dają wrażenie przesytu i człowiek zaczyna się zastanawiać, kiedy się skończy rozdział. Ta druga strona nie dominuje i mnie osobiście nie dotknęła, jednak jeśli ktoś nastawiony jest na łatwą i szybką lekturę, w książce Eleonory Ratkiewicz może tego nie uświadczyć.
Bardzo pozytywnym aspektem książki jest pomysłowość i świetne wykonanie, ale do tego sukcesu dokładają się również sami bohaterowie. W fabule znajdziemy ich aż nadto, tym bardziej, że prawie wszyscy, o których czytamy, odgrywają równie ważne role w całej historii. Nie ma miejsca na przypadkowe postacie, autorka każdemu z nich przydzieliła sprawiedliwie odpowiednią kwestię i to dało bardzo ciekawy obraz nie tylko fabuły, ale również różnorodności bohaterów. Poszczególnych osób nie ma co wyróżniać, każda z nich ma w sobie nutkę czegoś interesującego, ale warto wspomnieć, że nie są oni sztuczni ani nudni, ale mają ciekawe osobowości, a co więcej, porozumiewają się często w żartobliwy sposób, dzięki czemu milej czyta się cały tekst.
Przez początek powieści trochę trudno było mi przebrnąć, jednak z czasem fabuła zdołała mnie niesamowicie wciągnąć. Bardzo mile zaskoczył mnie ciekawy styl pani Ratkiewicz, która każde zdanie potrafi skonstruować w taki sposób, że wszystko nabiera życia i kolorów. Nie często trafiam na takich autorów, to też świadczy to o wielkim talencie. Polecam przeczytać „Lare i t’ae” właśnie choćby z tego powodu, bowiem dobre pióro pani Eleonory w pewnie sposób maskuje niedoskonałości (które w pewnym stopniu się ukazują), ale przede wszystkim jest filarem całej powieści. Tak samo pewnie jak poprzedniej części „Tae ekkejr!”, którą mam nadzieję w przyszłości przeczytać. Skłaniałabym się tutaj do zachęcenia głównie fanów fantastyki, jednak polecę ją wszystkim, którzy poszukują ciekawej i dobrze ilustrującej się historii. Mimo iż początek nie zachwyca, kolejne rozdziały po prostu pochłaniają bez reszty. Serdecznie i gorąco zachęcam!