„TOPIELICA ZE ŚWITEZI” Agnieszki Kaźmierczyk na długo pozostanie w mojej pamięci, nie tylko dzięki magicznemu klimatowi, jaki stworzyła autorka, ale także przez wgląd na to, iż jest to moje pierwsze w życiu spotkanie z fantastyką. Z początku obawiałam się tego, czy powieść przypadnie mi do gustu – zwłaszcza, że jej objętość jest imponująca. Na szczęście moje obawy zostały rozwiane wraz z pierwszymi stronami, a gdy tylko zdarzyło mi się pomyśleć, że akcja zaczyna zwalniać - w tej samej chwili autorka postanawiała przyśpieszyć tempa wydarzeń i wprowadzać niespodziewane zwroty akcji.
Książka Pani Kaźmierczyk to przede wszystkim opowieść o trudnych i zarazem pięknych relacjach, walce o siebie oraz zgłębianiu wiedzy o historii rodzinnych „korzeni”. Nawiązując do „Świtezianki” Adama Mickiewicza wprowadza czytelnika w świat pełen magii i fantastycznych postaci, znanych z tradycji Słowiańskich. Połączenie obyczaju i fantastyki idealnie ze sobą współgra, a główni bohaterowie – Wojtek i Swietlana – już od samego początku zyskują sympatię.
Wojtek wraz z ojcem przeprowadza się na Białoruś po śmierci matki. Nowa szkoła, znajomi… wydawałoby się, że nic nadzwyczajnego. Jednak ta decyzja zmienia całe jego życie. Gdy poznaje Svietlanę, nic nie jest już takie jak dawniej. Pomiędzy bohaterami rodzi się wyjątkowa więź którą autorka przedstawiła po mistrzowsku. Ich relacja, choć z jednej strony wydaje się być piękna i ciepła, pełna poświęceń i wzajemnego zrozumienia – okazuje się nie być do końca przejrzysta.
Kim dla siebie są?
Kim chcą dla siebie być?
I kim dla siebie pozostaną?
Wkrótce chłopak dowiaduje się, kim tak naprawdę jest jego przyjaciółka – wodją, która co noc wraca do jeziora Świteź, nad którą ciąży okropna klątwa. Wojtek postanawia zrobić wszystko co w jego mocy, aby nie tylko wyciągnąć dziewczynę z tarapatów i zdjąć ciążącą na niej klątwę, ale także pragnie pomóc jej w odnalezieniu samej siebie, rodziny i upragnionej wolności. Jak się okazuje to zadanie wcale nie należy do najłatwiejszych, a konsekwencje jakie będą musieli ponieść niejednokrotnie zaskakują czytelnika. Pomagając dziewczynie Wojtek przekonuje się o istnieniu wielu niezwykłych istot: duchach lasu, ondynach, łojmach i południcach.
Książka podzielona jest na części i w kolejnej z nich bohaterowie po latach spotykają się ponownie. On ma dziewczynę, która jest bardzo pewna siebie i na każdym kroku pragnie go kontrolować, a Ona kolegę, który od dawna walczy o jej względy. Pomimo tego bohaterowie już od pierwszego spojrzenia na siebie wiedzą, kim zawsze dla siebie byli i co do siebie czują. Jednak czy to wystarczy, aby mogli żyć razem szczęśliwie? Gdy wydawałoby się już, że ich przyszłość jest na dobrej drodze, autorka postanawia ponownie skomplikować sytuację i to w najmniej spodziewanym momencie.
„O prawdziwej miłości nie trzeba mówić, nie trzeba jej analizować, zadawać sobie pytań… Zwyczajnie wiesz, że zagościła w twoim sercu. Nie myślisz o tym, tylko to czujesz.”
Bardzo podobało mi się idealne wyważenie wątku obyczajowego z fantastyką. Nadało to nie tylko różnorodności, ale również wzajemnie się uzupełniało. Autorka rozbudziła czytelniczą wyobraźnię, skłoniła do refleksji i uświadomiła, że w życiu nigdy nie jest tak, że wszystko jest albo czarne, albo białe, a niespodziewane zawsze może czaić się za rogiem.