Dawno, dawno temu, kiedy potrzebowałam odmóżdżenia od nauki na studiach, odkryłam swoje guilty pleasure – romansidła historyczne. Przeczytałam ich w tamtym czasie sporo i chyba dzięki nim nie zwariowałam od zakuwania tych wszystkich, szalenie interesujących, medycznych rzeczy :) Obecnie mój mózg również potrzebuje wytchnienia od zbyt intensywnych rozkmin egzystencjonalnych, więc sięgnęłam po sprawdzone (wtedy) remedium – czystą rozrywkę w postaci historycznych romansów. Na pierwszy ogień idzie, popularna ostatnio, seria o Bridgertonach.
Główną bohaterką pierwszej części serii jest Dafne Bridgerton – pierwsza z sióstr, która została wystawiona na rynek matrymonialny, celem złapania męża. Jej wysiłki w pierwszym sezonie nie zakończyły się sukcesem i dziewczyna skazana jest na kolejny, a wszystko pod czujnym okiem matki, która nie przegapi żadnej szansy na rozmowę z potencjalnym kandydatem na męża dla Dafne. Presja otoczenia i chęć wyrwania się z tej farsy, popycha Dafne do przyjęcia propozycji księcia Hastingsa, przyjaciela jej brata. Książę nie chce się żenić, więc potrzebuje udawanej narzeczonej, a Dafne dzięki temu awansowi będzie mogła przebierać w kandydatach na męża. Czy ten plan ma szanse się udać?
Wiadomo, że nie :) Ale przecież o to w tym chodzi, żeby było szczęśliwe zakończenie. Dafne Bridgerton jest taka, jaka powinna być bohaterka takiej książki – błyskotliwa i pewna siebie, a książę – jak to książę, przystojny ma być :) ...