Jest marzec 1986 roku. Pracownik kolei znajduje przy torach odciętą dłoń. Tego samego dnia w kiblu pociągu relacji Berlin-Poznań, sprzątaczka trafia na właściciela owej ręki. Ten jednak nie rości sobie do niej żadnych praw. Nie rości, ponieważ jest martwy i chwilowo jest mu wszystko jedno czy ta ręka jest na swoim miejscu czy leży gdzieś porzucona. Inna rzecz, że fragmentu kończyny nie stracił na skutek nieszczęśliwego wypadku. Typa z kibla ktoś po prostu zaciukał, a sprawę zaczyna padać prawdopodobnie najlepszy poznański śledczy - chorąży Teofil Olkiewicz. Problem w tym, że Teoś najlepszy jest tylko we własnym mniemaniu, ale kto by się tam przejmował takimi szczegółami.
Tak się składa, że nieboszczyk z pociągu pracował dla Grubego Rycha. A to oznacza, że ktoś chce go cichaczem wysiudać z interesu. Na to jednak zgody być nie może, więc Grubiński zaczyna szukać mordercy na własną rękę. Pech chce, że wkrótce sam staje się podejrzany i trafia na dołek. Olkiewicz ma swój sukces. Tymczasem do Poznania dociera wieść, że kilka miesięcy temu w Katowicach miało miejsce podobne morderstwo. Chciał czy nie, Teoś musi jechać na Śląsk, a w tej wyprawie towarzyszy mu szeregowy Blaszkowski.
Wiecie, co? Wiele razy zastanawiałem się nad tajemnicą popularności cyklu o milicjantach z Poznania. Po kilku przeczytanych tomach i - nie ukrywam - zakochaniu się w tej serii, doszedłem do wniosku, że na tę popularność wpływa kilka czynników. Oczywiście, moje wnioski wynikają jedynie z własnych doświadczeń i zaczerpnięciu opinii u kilku znajomych, a zatem ciężko mówić o jakimś reprezentatywnym badaniu, ale też w recenzjach nie o to chodzi. Recenzjami od zarania rządzi stary dobry, choć często zrzędliwy subiektywizm i nie będę bujał, że jest inaczej. A zatem - bo trochę odpłynąłem od brzegu - jeśli ktoś mnie pyta, za co lubię te książki, to bez wahania odpowiadam, że za realizm, poczucie humoru i nietuzinkowych bohaterów. Za ciekawe sprawy kryminalne i ich różnorodność.
W "Ręcznej robocie" Ryszard Ćwirlej wypchnął siedzącego (niekiedy stojącego) dotąd w cieniu Rycha Grubińskiego na pierwszy plan.
De facto cała fabuła kręci się wokół niego i jego kłopotów w "interesach". Nie mogłem narzekać, bowiem Gruby - o czym wspominałem już w innej recenzji - jest moim ulubionym bohaterem cyklu i niecierpliwie wyczekuję scen z jego udziałem. Tutaj jest ich naprawdę sporo, a klasyczny kryminał milicyjny momentami zahacza o powieść gangsterską, oczywiście na poziomie PRL, gdzie przestępstwem był handel walutą czy niemieckim sprzętem RTV. I broń boże, to nie jest zarzut pod adresem Autora. Jak już wcześniej wspomniałem serię cechuje realizm i to nie tylko w sferze wątków historycznych, obyczajowych czy społecznych. Również wątki kryminalne są dopasowane do czasów. Bo - powiedzmy sobie szczerze - Rychu w Polsce Rzeczpospolitej Ludowej nie miał szans być kimś pokroju Vita Corleone, Tony'ego Soprano czy nawet Jana Tuwary z serialu "Ekstradycji 3". Ten ostatni przykład, mimo iż z rodzimego podwórka, to jednak dzieli ponad dekada, która w Polsce była ogromnym skokiem również w sferze kryminalnej. Ale Gruby Ruchu to świetnie napisana postać, która wzbudza sympatię i chyba o to chodziło Autorowi.
"Ręczna robota", to kolejny w bibliografii Ryszarda Ćwirleja, świetnie napisany kryminał, z wciągającym wątkiem kryminalnych, z idealnie oddanymi realiami epoki i kilkoma fabularnymi twistami. Jeśli czytaliście, którykolwiek z tomów milicyjnej serii i Wam się spodobał, to "Ręczną robotę" możecie brać w ciemno. Ci natomiast, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z poznańskimi śledczymi, równie dobrze mogą zacząć od tego tomu, znajomość poprzednich, nie jest bowiem wymagana, choć ja osobiście lubię zawsze zaczynać od początku, więc wszystko zależy od indywidualnych preferencji. Ale Ćwirlej to nazwisko, które biorą w ciemno, zupełnie jak Teoś butelkę wódy. 😉
© by
mroczne-strony.blogspot.com | 2021