Nie wiem co zażywał John Moore podczas pisania "Heroizmu dla początkujących", ale pomogło mu to wspiąć się na wyżyny absurdu, który cechuje świetny czarny humor. To właśnie on sprawia, że zamiast kolejnej epickiej wersji Conana czytamy powieść, która w zabawny i wciągający sposób bawi się konwencją nie pozwalając na ani chwilę nudy.
Ale o czym to właściwie jest? Ano o tym, że w pewnym malowniczym królestwie spotyka się 5-cioro książąt, którzy walczą o rękę księżniczki. Małolat, beksa, grubas, macho i luzak. I właśnie Ci ostatni są głównymi kandydatami do ręki księżniczki Betty. Logan i Kevin. Ten pierwszy to megaloman, wybitny dowódca, który traktuje zaloty jak kolejną kampanię. Drugi natomiast to potomek Eryka Odlotowego, który najwyraźniej ma problem z życiem w cieniu ojca. Księżniczka natomiast to pozornie "zimna ryba" (nazywana nie bez powodu przez poddanych "lodową księżniczką"), która potajemnie spotykała się z Kevinem od czasu jego misji dyplomatycznej w owym kraju. I już ich tajny plan przechytrzenia rady królewskiej, dla której siła militarna jest ważniejsza od stylu, miał się ziścić, kiedy zdarza się coś strasznego. Zły lord Voltometr, Czarny Arcylord, tyran nad tyranami, wykrada Starożytny Artefakt nr 7. Kevin zostaje wezwany na rozmowę z ojcem Betty, który ogłasza zmianę zasad amorów. Wygra ten, kto dostarczy mu głowę Voltometra i skradziony przedmiot. Następnie mówi mu, że on raczej z Loganem nie ma szans, więc lepiej żeby odjechał, a jeżeli musi zostać, to może przydać się jako kwatermistrz. Na koniec daje mu książkę. Jednak Kevin, zamiast wziąć oferowany poradnik "Jak łowić na muchę?", zabiera ze sobą inny tego samego autora pt. „Heroizm dla początkujących”. W ten oto sposób, korzystając z rad w niej zawartych, nasz dzielny młodzian rusza na spotkanie z przeznaczeniem, które przepowiedziała mu jasnowidzka, zajmująca się portfelem akcji krótkoterminowych.
Powiem tak, fabuła w przypadku tej książki nie jest ważna, stanowi raczej tło na którym pokazywane są kolejne gagi. Niby mimochodem, dowiadujemy się do czego służą kanały wentylacyjne w starych zamkach, po co Czarnemu Arcylordowi Demoniczna Asystentka, oraz co to jest prawdziwa Piekielna Machina (tm). Żarty odwołują się przede wszystkim do klasyki fantasy, ale też do filmów, gier oraz "mądrości ludowych" (jak np. to że wychodząc z zamku, trzeba przejść przez sklep z pamiątkami). Napisałem, że wydarzenia pokazane w książce nie są istotne, ale mimo to na prawdę warto zagłębić się w świat który opisał Moore. Stanowi on typową angielską mieszankę czarnego humoru i realizmu. Może nie jest to "Monty Python", ale mimo wszystko całość bawi jak mało co (chyba tylko mistrz gatunku jest lepszy).
Napisałem o zaletach, czas trochę o wadach. Niestety, "Heroizm..." idealny nie jest. Widać momentami brak ostatecznego szlifu (to pierwsza książka autora), język bywa infaltylny i prostacki, niektóre żarty nużą, bądź są bardziej głupie niż śmieszne, a całość jest odrobinę wtórna. Czytając tę książkę, miałem czasami wrażenie, że czytam zbiór opowiadań i gagów z sesji fantasy, forów, czatów i wszystkiego co ma coś wspólnego z gatunkiem. Nie mniej jednak, zbiór całkiem smakowity i smaczny.
"Heroizm dla początkujących" kosztuje grosze, mimo iż parę lat temu, był promowany przez dość intensywną kampanię reklamową. I uważam, że na prawdę warto wydać na niego te kilka złotych. Bo mimo, iż cierpi na typową przypadłość książek Moore`a (wtórność), to bawi prawie tak samo jak Pratchett, a to chyba najlepsza rekomendacja, dla książki będącej parodią świata fantasy.