Porównanie z "Czerwonym sztormem" Clancy'ego uzasadnione, choć akurat lekko na niekorzyść w warstwie fabularnej (Clancy lepiej przedstawiał postaci, pełniej je charakteryzował). Ale za to książka Shirreffa jest aktualna w warstwie wojskowej i politycznej (zasoby NATO są nieporównywanie mniejsze, a przedstawiciele poszczególnych państw członkowskich w radzie sojuszu prezentują różne stanowiska polityczne, dokładnie tak, jak w rzeczywistości). Można pod fikcyjne postaci przywódców państw podstawiać rzeczywistych polityków (jedynym "prawdziwym" prezydentem w książce jest Putin), ale uważam, że to w sumie bezcelowe, bo nie o laurki czy rozliczenia z poszczególnymi politykami tu chodzi, a o sfabularyzowaną grę wojenną we w miarę aktualnych warunkach brzegowych. Ciekawie się czyta, choć zakończenie nieco psuje obraz całości: mam za złe autorowi rozwiązanie wątków (znać, że to nie zawodowy pisarz) i "holiłódzki" monolog na samym końcu (tym razem w tle metaforycznie powiewa flaga brytyjska, a nie amerykańska), choć zgadzam się ze stanowiskiem bohatera, który go wygłasza, ale to z powodu szacunku do profesjonalizmu. Przypuszczam, że autor, zawodowy wojskowy, odreagował na politykach (nie żeby im się nie należało), że nie słuchają, co się do nich mówi, a konsekwencje ponosimy wszyscy. Zatem rozumiem, ale wyszło nie najlepiej. W sensie, nazwijmy to, literackim.
W sumie książka słabsza od scenariuszy Clancy'ego, ale oparta o aktualne realia. Największym jej plusem jest wartość poznawcza.