Jako że książka nie ma jeszcze żadnych ocen, napiszę kilka zdań odzwierciedlających moje wrażenia.
Pomysł -naprawdę świetny!
Znalezienie zamordowanego milionera ekscentryka w mieszkaniu razem z tygrysem, a ściślej mówiąc tygrysicą, która była maskotką tego bogatego starego człowieka (miał 89 lat)
Prawda, że brzmi nieźle?
I było by nieźle gdyby autorka z tych składników upichcił dobrą potrawę.
Co mi przeszkadzało -sztuczne, beznamiętne dialogi.
Nawet pisanie o emocjach, było beznamiętne. Sprawy które powinny poruszać - irytowały.
Przykładowo (na str. 62) - policjant po wejściu do swojego mieszkania, pyta nastoletniego przysposobionego syna - "czy jest moja żona?". Kto tak rozmawia?
Generalnie dialogi rodem z urzędu.
Poza tym raz raz policjant jest siwy z prześwitem rudego, innym razem stwierdza że byłby siwy gdyby się nie farbował. Czyżby autorka zapomniała jakie włosy ma jej bohater? A może to ja nie skumałam o kim mowa, bo dialog teleportował się już do innej osoby?
Sumując -kto nie czytał tej książki, to wiele nie stracił. Moim zdaniem zmarnowany potencjał. Może gdyby to był debiut pisarki to by ją trochę usprawiedliwiało.
Moja ocena jest i tak wysoka bo żadne zwierzę w książce nie ucierpiało.