Ta publikacja jest w pewnym sensie relacją Jan Wong o prawdziwych zdarzeniach sprzed lat i chęcią uporania się ze wspomnieniami, jak i zadośćuczynienia tej, którą wpędziła w tarapaty. Stanowi również dobre źródło do historii i kultury Chin czasów Mao jak i współczesnej dekady.
Wątek pogodzenia się ze skrzywdzoną jest dość osobistym, choć wydaje sie być spychany na margines przy całej reszcie nagromadzonych faktów. Odmalowanie tła politycznego i społecznego oblicza Republiki przywodzi na myśl czasem wędrówkę po ulicach tamtejszych miast, to znów staje się podręcznikiem do historii po czasach cesarskich. Jeden wątek przeplatany innym, a co za tym idzie zmienia się sposób narracji.
Nie do końca jasny jest dla mnie taki zabieg, gdzie główny temat jest przytłoczony przez natłok informacji nic nie mających wspólnego z tym wydarzaniem. Rozumiem poruszanie kwestii państwa z okresu, gdy Wong studiowała w Chinach, bo to dawałoby pełen obraz dla przedstawionego zajścia z przeszłości, ale odmalowanie zamierzchłych czasów, przypominanie różnych wydarzeń, choćby z XIII wieku, nie ma tu zasadności. Kto choć trochę zna historię tego państwa, zaczyna męczyć się tak prowadzoną fabułą chcąc, jak najszybciej poznać obecny los Chinki Yin Luoyi. Znając reżim, dyktat totalnego podporządkowania władzy, czytelnik zastanawiać się tylko może czy te kobieta przeżyła, a jeśli tak, to na co została skazana przez system.
Mentalność ludzi Wschodu jest naprawdę odmienna od naszej Zachodniej,...