Widząc ogólną ocenę tej książki, miałem sporą obawę, czy aby jest sens ją zaczynać. Przeważyła jedna ważna rzecz: chciałem sobie wyrobić opinię o autorze, którego debiut był genialny, a trzecia książka ("Zagadka Dickensa") najwyżej średnia. Zatem zabrałem się za chronologicznie drugą, żeby odpowiedzieć samemu sobie, czy Pearl jest dobrym pisarzem, czy raczej nie.
I prawdę mówiąc jestem zawiedziony jak diabli. Pomysł u Pearla tradycyjny: mamy sławnego literata- nieboszczyka, a wokół jego schedy czy też zgonu zaplątanych jest masa tajemnic, które oczywiście muszą zostać rozwikłane, a to siłą rzeczy napędza fabułę. Pod tym względem jest najwyżej znośnie, do tego przy kilku scenach miałem wrażenie, że autor słowo w słowo zerżnął je z jakiejś innej książki. Albo miałem przy czytaniu parokrotnie ostry przypadek deja vu.
Z bohaterami wyszła zabawna sprawa: bardziej kibicowałem "czarnym charakterom". Dlaczego? Bo Baron i jego pomagierka są żywymi, pełnymi werwy postaciami, do tego widać jak na dłoni ich skuteczność i mają ciekawe, choć nie zawsze uczciwe metody. Na ich tle Quentin Clark i pan Duponte jawią się jako dwa szpetne pluszaki- i z zewnątrz i od środka nic ciekawego w sobie nie mają. Przypominają dwóch przykładnych harcerzyków, co to nawet kopani w zad będą wzdychać, że to takie mało dżentelmeńskie ze strony konkurenta. Zachowanie Clarka, który jest autentycznym psychofanem Poego, jest tak dalece pozbawione sensu, że to aż ciężko pojąć, natomiast Duponte, na każdym kroku nazywany "geniuszem" przez swego przydupasa, to najzwyklejszy w świecie flegmatyk z gigantycznym fartem.
No i kwestia najbardziej rzucająca się w oczy: zarchaizowana narracja. Czytało się dosyć ciężko, zabieg mógłby być całkiem fajny, ale w niektórych sytuacjach autor tak bardzo jedzie po bandzie z tym sztywniacko- dżentelmeńskim tonem, że kwestie bohaterów tracą jakiekolwiek znamiona prawdopodobieństwa, przez co jako czytelnik mogłem albo wyć ze śmiechu, albo odczuć skręcające wnętrzności zażenowanie. A, no i mogę ją polecić dla ludzi cierpiących na bezsenność: nie zliczę ile razy przyciąłem komara przy czytaniu, a zdarza mi się to raz na.. zaraz, cholera- nigdy mi się nie zdarza!
Jest takie popularne, prześmiewcze powiedzonko: Metallica skończyła się na "Kill'em all". W tym wypadku: Metthew Pearl zaczął się i skończył na "Klubie Dantego". Szkoda chłopa; wejście miał jak z bajki, a teraz jego talent rozmienia się na drobne.