Och, sama nawet nie sądziłam, że tak mnie ta książka wciągnie. I że Staś wcale nie jest taki poczciwy, jak mi się wydawało. Moje zdanie o klerze ogólnie nie jest najlepsze (delikatnie mówiąc), ale Dziwisz jakoś zawsze tkwił w cieniu i uznawałam, że nie warto zwracać na niego uwagi. Dzięki tej książce zrozumiałam, dlaczego tak jest, i że wcale Staś to nie Staś, ale wytrawny i cyniczny gracz, którego mottem zdaje się być „cel uświęca środki”. Czyta się tę książkę z niedowierzaniem, choć sama myślałam, że w sprawie przestępstw Kościoła niewiele mnie zaskoczy. Tu jednak jest tych spraw tak wiele, że zaczęły mi się już mieszać. A i tak przecież nadal nie wiemy o wszystkim. Wczoraj opublikowano raport o pedofilii w Kościele we Francji, w najbliższych dniach papież ma rozmawiać z polskimi biskupami o tuszowaniu pedofilii w polskim Kościele. I jak się okazuje, kardynał Dziwisz również ma w tym swój spory udział. Warto więc zwrócić na to uwagę, bo najwyraźniej Ekscelencji „Nic Nie Słyszałem” Dziwiszowi zaczyna się palić grunt pod nogami. A taki był przedsiębiorczy i zaradny. Co istotne – bałam się, że autor będzie wybielał Jana Pawła II, zrzucając całą winę na Dziwisza, ale na szczęście tak nie jest. To znaczy nie ma tu wprost odpowiedzi na pytania o to, czy i o czym papież wiedział, ale informacje podane są w taki sposób, że wnioski trzeba wysnuć samemu. Choć nie czarujmy się, tak naprawdę nigdy się tego nie dowiemy, bo będą to te resztki, których Kościół będzie bronił do samego końca (dla wiernych to byłby prawdziwy skandal).
Niezmiennie jednak marzy mi się, żeby za te wszystkie sprawy ci wszyscy hierarchowie odpowiedzieli wreszcie przed sądem świeckim.
I żeby dostali wysokie kary.