Fragment powieści: X. Oczekiwane wędliny nadeszły. Uradowany Budrys złapał nazajutrz na kursach Łabędzkiego.
— Zmiłuj się — mówił — pomóż: stryjęka przysłała wędliny i półgoński, chcę urządzić dziś wieczorem u siebie bibkę. Ty najlepiej zarządzisz; pójdziem po południu razem, kupimy, co potrzeba, a wieczorem zbierzemy się...
— A czy bibka będzie męska? — pytał Łabędzki.
— Możemy przyprowadzić kilka facetek?
— Sfiksował, czy co? — ja nie wiem, jak w naszej stancyjce my sami pomieścimy się — i tak ciasno!
— Im ciaśniej, tem lepiej i weselej — odrzekł Łabędzki, — ale mniejsza z tem... Przyjdę do was o piątej. A kto będzie?
— No, ja myślę: ty, Bartnicki, Spinoza i Piguła.
— A hrabia?
— Jaki hrabia?
— No, Wodzyński.
— Tego bardzo mało znam. Niechaj na drugi raz!
Budrys odszukał Bartnickiego, Spinozę i Pigułę: wszyscy obiecali przyjść... Do Spinozy mówił:
— A niechaj kolega przyprowadzi Kadryla, niechaj i on resztki pozajada.
Spinoza uśmiechnął się.