Dan Brown spotyka Inspektorat Medycyny Sądowej.
Shawn Daughtry, archeolog, dokonuje w Egipcie przełomowego odkrycia. W jednym ze starych pism znajduje informacje, które mogą doprowadzić go do ukrytego w podziemiach Watykanu skarbu. Ujawienie jego zawartości może zagrozić fundamentalnym prawom religii chrześcijańskiej. O swoim odkryciu informuje dawnego kolegę ze studiów, obecnie arcybiskupa Nowego Jorku. Wstrząśnięty duchowny wzywa na pomoc trzeciego z ich studenckiej paczki, a jest nim (oczywiście) Jack Stapleton. Czy razem uda im się przekonać Shawna do zaniechania dalszych badań nad znaleziskiem?
Kod Leonarda da Vinci to to nie jest, niestety, za to inspirację widać gołym okiem. Najgorsze jest jednak zakończenie – albo autorowi padło na mózg (sorry Robin), albo nie wyłapałam gdzieś grubej metafory. Nie dość, że jest totalnie przerysowane (tak łatwo sobie znaleźć dane adresowe jakiejś tam baby ze wsi na drugim końcu świata?) to jeszcze zupełnie oderwane granatem od rzeczywistości. Ja wiem, że neuroblastoma może ulegać samoistnej inwolucji, ale nie każdy musi się aż tak orientować, więc sugerowanie jakiejś religijnej przyczyny jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, szczególnie kiedy autor jest lekarzem.