Wiosną 2016 r. Wojciech Gawron wraz z ośmiorgiem innych klientów nepalskiej firmy Satori wyruszył z Katmandu w stronę najwyższego wierzchołka Ziemi. W książce odtwarza dzień po dniu przebieg ekspedycji na trasie – najpierw do Everest Base Camp i dalej między obozami, aż do ostatniego pod szczytem. Opowiada o warunkach w owych tymczasowych osadach, o zmaganiach z mrozem i pozostałymi, niełatwymi okolicznościami, nie szczędząc anegdot o przypadkach własnych i reszty ekipy. Jak nie wszedłem na Everest nie stanowi jednak wyłącznie zapisu wrażeń i refleksji, ale też swoisty przewodnik, w którym doświadczony wspinacz amator dzieli się wiedzą ze wszystkimi, którzy chcieliby pójść w jego ślady. Podpowiada, jak się przygotować, omawia aspekty techniczne wyprawy, pisze o kosztach finansowych i mentalnych, daje praktyczne wskazówki w razie sytuacji kryzysowych. Dramatyczna decyzja o powrocie z Przełęczy Południowej wydaje się być przypomnieniem, że wyniku naszych starań często nie sposób określić w kategoriach zero-jedynkowych, że pozorne sukcesy mogą być zbyt drogo okupione, a pozorne niepowodzenia przynosić głębszą wiedzę i otwierać nowe perspektywy. Fragment książki: ...Przez kolejne dwie godziny Mingma nie pojawił się w namiocie. Siedziałem z Rafikiem, patrzyłem, jak się krząta, kręciłem filmiki kamerką i dwa razy w celu nagrania, co się dzieje na zewnątrz, wychyliłem się z namiotu. Raz nawet wyszedłem w tych moich rękawicach na nogach przed namiot na lód Przełęczy Południowej, gdy koledzy zbierali się, by ruszyć na szczyt. Nagrały się wtedy moje słowa: „Wszyscy ruszają w górę, a ja, k....a, stoję tu z rękawiczkami na nogach… Jeszcze dziś mi się serce ściska, kiedy to słyszę...”.