"Poznaje kuzynkę, wprawdzie daleką, ale rzec można, bardzo sympatyczną, która ma siedemnaście lat, jest dobra, uczciwa i nauczona pracować zarówno rękoma, jak i umysłem; intelektualistka, ale mówi się trudno; więcej w tym pecha aniżeli winy, zważywszy, że jest córką intelektualisty, w dodatku jedynaczką. Zresztą jak już mówiłem, gdy tylko wyjdzie za mąż, to daję głowę, że nauka pójdzie w zapomnienie".
Co za pech, baba intelektualistka, większej tragedii nie ma. Na szczęście po ślubie wybije jej się z głowy głupoty, jeszcze nie jest stracona.
Podejrzewam, że historie takie jak ta, która przydarzyła się Phillis, w tamtych czasach były bardzo częste. Nawet obecnie, kiedy relacje damsko-męskie są pozbawione wielu konwenansów i bardziej bezpośrednie, zapewne zdarzają się podobne sytuacje. Mimo to największe emocje wywołują one w głównych osobach osobistego dramatu, dla postronnych obserwatorów bywają raczej nudne. Tak było również i tym razem, bo szczerze mówiąc uczucia Phillis niewiele mnie obeszły. Autorka nie pokusiła się o rozbudowanie postaci, może dlatego nie miało dla mnie właściwie znaczenia, jak potoczą się losy pięknej Phillis i jej kuzyna Paula.