"Miasto okien" to kryminał od którego nie mogłam się oderwać. Wiem, że w książce znalazło się trochę błędów i pomyłek, ale jak ich nie dostrzegłam. Mi podobało się w niej wszystko. Od głównego bohatera, przez poczucie humoru, sposób przedstawienia poglądów pisarza, po wartką akcję i świetną narrację.
Lucas Page jest ekscentrycznym wykładowcą akademickim, który aż do tajemniczego wypadku, w wyniku którego stracił pewne części ciała, współpracował z FBI. Teraz, gdy w Nowym Jorku zaczyna grasować snajper, a specjaliści nie umieją poradzić sobie z określeniem skąd strzelał, Page zostaje poproszony o pomoc. Ponieważ jego mózg nie działa jak mózgi innych ludzi...
Rewelacyjnie skonstruowany kryminał, szybkie tempo akcji i styl pisania. Powieść przywodzi na myśl amerykańskie filmy akcji, gdzie nawet gdy logika czasami zawodzi, czy wszystko jest zbyt piękne by było prawdziwe to i tak świetnie się bawimy.
Robert Pobi dość mocno określa swój światopogląd, w sposób bardzo bezpośredni. Wiem, że nie wszystkim będzie to odpowiadało. Ja akurat częściowo podzielam jego poglądy i tak jasne postawienie sprawy przypadło mi do gustu, a niejednokrotnie wywołało uśmiech.
Powieść porusza kilka istotnych aspektów życia w Stanach Zjednoczonych, ale ma też kilka wątków bardziej obyczajowych. Dla mnie jest pełną i spójną historią, ze świetnymi bohaterami (agentka Whitaker jest genialna). Bardzo dobre wprowadzenie do dalszych losów Lucasa Page'a. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie każe nam zbyt długo czekać na kolejne tomy serii.