On. Dobry mąż i niezwykle ciepły oraz oddany ojciec. Jak w skórze tego mężczyzny mógł się przez tyle lat skrywać potwór? Po przeczytaniu „Żony mordercy” przez cały czas kotłowało się w moim umyśle jedno, jedyne pytanie, a mianowicie, dlaczego główna bohaterka, Gina nie poszła do garażu i z czystej ciekawości nie sprawdziła, co się tam kryje? Przecież z reguły jest tak, iż jak ktoś nam mówi, żebyśmy czegoś nie robili, to my na przekór wszystkiemu jeszcze bardziej tego pragniemy. No brakowało mi w tym logiki. Podczas lektury pierwszego tomu miałam mocno mieszane uczucia, akcja była dość rwana i przeszkadzało mi również to, iż autorka najbardziej skupiła się na uczuciach żony mordercy, a nie dzieci. A przecież one również są w tym wszystkim ważne. Rozpoczynając jednak lekturę drugiego tomu, czyli „Mój ojciec jest mordercą” miałam spore oczekiwania. I ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zostały one w pełni zaspokojone. Rzadko kiedy tak mam, że kolejna część jest lepsza od swojej poprzedniczki, ale w tym przypadku tak się właśnie stało. Książkę czyta się niezwykle szybko, autorka nie szczędzi tutaj zaskakujących zwrotów akcji, które niekiedy wbijają czytelnika w fotel. Ciężko nie polubić na przykład Connora, chociaż ja odnośnie jego zachowania miewałam mieszane odczucia. Rozumiałam, że brakuje mu ojca i może na swój dziecięcy sposób próbował jakoś sobie wyjaśnić, czemu zachowywał się on tak a nie inaczej, ale z drugiej strony czasem działał bardzo lekkomyślnie, przez co jego bliscy byli zagrożeni. Bardzo spodobała mi się również okładka tego tomu, jest utrzymana w ciemnych barwach, spomiędzy drzew prześwituje jedynie słabiutkie światło i myślę, że oddaje ona w stu procentach klimat tej części. Odnośnie samego zakończenia to śmiało mogę napisać, że było łatwe do przewidzenia, no po prostu ta historia nie mogła się inaczej zakończyć, a raczej ten tom. Z niecierpliwością wręcz czekam aż pojawi się u mnie trzecia część, bym mogła poznać dalsze losy swoich ulubionych bohaterów. I wiecie co? Polubiłam nawet postać Melvina, chociaż to przecież złoczyńca i wyrządził tyle krzywdy kobietom to jednak autorka stworzyła go w taki sposób, że nie potrafię czuć do niego nienawiści, moje uczucia są tłumione lekko sympatią do tego mężczyzny. I może to było zgubą wszystkich jego ofiar? Że wywoływał pozytywne emocje?