Książka niejednoznaczna, wymyka się konwenansom. Koncept ciekawy, acz piekielnie trudny. Trza śmiałości i brawury. Choćby dlatego, że na pewne tematy niezręcznie jest dowcipkować. Można, oczywiście, ale potem odczuwa się rodzaj moralnej zgagi. Więc można, ale po co?
Znalazłam tu jednak fragmenty - perełki takoż frywolne, jak i świetnie zapodane, jak ten:
„.... A cała sprawa przez to podobno, że wszystkiego naszemu doktorowi zazdrościł. Najpierw zazdrościł mu kariery, a jak doktor przestał dbać o karierę, to mu tego niedbania zazdrościł. Zazdrościł mu dobrych ubrań, ale jak doktor w czas wojny zaczął tu i tam nosić łaty i cery, to mu tego spokoju i nonszalancji zazdrościł. Zazdrościł mu pieniędzy, ale jak doktor swoją fortunę stracił na łapówki i pomoc dla niedoszłych teściów, to mu zazdrościł, że tak godnie i z podniesioną głową nie dojada. Zazdrościł mu narzeczonej, ale wiedział, że gdyby zwyczajnie się rozstali, toby mu zazdrościł wspomnień i braku zobowiązań. Tylko gestapo mogło go uwolnić od palącej zazdrości...”