To moje pierwsze spotkanie z panem Eugeniuszem Dębskim, ale i najnowsza wydana przez wydawnictwo Fabryka słów z serii "Polskie fantasy". Jak zatem wypada na tle innych powieści?
Zależy jak na to spojrzeć.
Bohaterem jest Durkiss - boży oprawca. Dębski prezentuje nam całkiem dobry motyw, w którym Bogowie wyręczają się swoimi Oprawcami, by egzekwować ich wolę. I takim assasynem od zadań specjalnych jest właśnie Durkiss.
No i tu się zaczynają schody.
Z opisu wynika, że możemy spodziewać się krwawej jatki, flaków i bezwzględnego mordobicia, a w zamian dostajemy... cóż - coś zupełnie innego (staram się nie rzucać spojlerami, wiecie ;))
Ponadto powieść zdominował wątek romantyczny, w którym w sumie romantyzmu brakuje - jest tak wiecie bez polotu, bez ikry, wciśnięty na siłę - nie kupuję tego.
To nie jest zła powieść, ale pozostaje nas z bardzo chaotycznym zakończeniem (trochę otwartym moim zdaniem na kolejne części, ale czas pokaże).
Co mi się natomiast podobało - postać Durkissa, jego przemyślenia, umiejętność kombinacji i swoiste poczucie humoru oraz N'gadufal - czyli pracodawca naszego głównego bohatera.
Daję 6/10 i myślę, że mimo wszystko warto sięgnąć po tą pozycję. Ma potencjał, ale jakby nie do końca wykorzystany.