Zapewne niewiele osób słyszało o Borysie Najfeld. A trzeba przyznać, że jego przestępcze działania objęły swym zasięgiem spory obszar. Borys urodził się w Homlu w Związku Radzieckim. Opuszczony przez rodziców, wychowywany przez dziadków już we wczesnej młodości sprawiał problemy wychowawcze. Pod koniec lat 70. wraz z całą rodziną wyemigrował do Ameryki, gdzie szybko zdał sobie sprawę, że uczciwa praca nie jest dla niego. Całe życie "poświęcił" na budowanie przestępczej reputacji.
Książka w sporej mierze oparta jest na wspomnieniach samego Najfelda. Autor przez cztery lata przeprowadził z nim wiele wywiadów, co zaowocowało powieścią mocno nietuzinkową, bo w oryginale pozostawiono wypowiedzi Najfelda. I tu zaczyna się mój problem z jej odbiorem. Z zasady nie czytam autobiografii (wyjątkiem jest ta napisana przez Joannę Chmielewską). Zawsze uważam, że brakuje w nich obiektywizmu. A gdy tak jak w tym przypadku czytam jak siedemdziesięcioletni mężczyzna wspomina rozmowy/wydarzenia sprzed 50 lat i robi to tak precyzyjnie... naprawdę czasami ciężko mi uwierzyć w autentyczność opisywanych zdarzeń.
W powieści zabrakło mi większej konfrontacji opowieści z tym co można znaleźć w oficjalnych aktach spraw prowadzonych przeciwko Borysowi lub chociażby, co w owym czasie pisały gazety.
Ale jeśli pominąć moją awersję do autobiografii to książkę czyta się jak kryminał. Ilość przestępstw i przekrętów, których dopuścił się Najfeld jest ogromna, a on opowiada o tym z pasją i z chęcią dzieli się najmniejszymi szczegółami.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Znak.