Na początku lat osiemdziesiątych Fabienne Verdier, niezwykle uzdolniona studentka Akademii Sztuk Pięknych w Tuluzie, zafascynowana chińską kaligrafią, postanowiła wyruszyć w podróż i u źródeł pogłębiać umiejętności. Miała dwadzieścia lat. Jej wyobrażenie o Chinach zupełnie minęło się z tym, co zastała. Rewolucja kulturalna i komunistyczne rządy oderwały ludzi od tradycji. Zniszczyły lokalne zwyczaje i złamały charaktery. Verdier zamieszkała w Syczuanie. Jako „obca” narażona była na niebezpieczeństwa, ale także sama te niebezpieczeństwa prowokowała, nie znając norm obyczajowych. Przeszkody pojawiały się na każdym kroku: została zgwałcona, żyła w biedzie i nie miała co jeść. Jednak jej determinacja w poznawaniu technik rysunku była nie do pokonania. Żyła jak mniszka, cierpliwie uczyła się języka, poszukiwała plastycznych inspiracji w dziełach wielkich mistrzów. Zapis tych dziesięciu lat pełen jest ciekawych informacji o życiu w Chinach, o tradycyjnej kaligrafii, jej mistrzach i ich filozofii. Od zawsze wiedziałam, czego chcę: malować, ale najpierw uczyć się, opanować technikę. W ten sposób miałam znaleźć się w Chinach. Życie jest czystą fenomenologią, nieustającą przemianą o niesłychanej gwałtowności. To będzie opowieść o malarstwie, o drodze, jaką przeszłam, by dojść do tego, co tworzę dzisiaj, chociaż przy okazji, mimowolnie, przytoczę trochę szczegółów biograficznych. Chciałabym bowiem opisać warunki życia w Chinach, a jednocześnie pokazać, że w tym karceralnym, kafkowskim świecie zachowały się jeszcze wzruszające przeżytki wspaniałej cywilizacji. (fragment) Mało jest książek, które potrafią dostarczyć porównywalnych wrażeń. W tej tkwi niezwykła siła. To droga do poznania tego, co dla nas niedostępne. „Le Monde”