"Pozwól mi spłonąć" to był miód na moje czytelnicze serce. Kompletnie nie spodziewałam się, że ta książka mi się spodoba, ale najwidoczniej potrzebowałam takiej perełki. Gdyby można nagrywać reakcje czytelników przy czytaniu książek. To wydaje mi się, że lepiej oddałaby targające nami emocje, niż nie jedna recenzja. Przynamniej tak jest w moim przypadku, jeżeli historia mną zawładnie. To przy czytaniu wykonuje serię nie mniej nie z niezidentyfikowany trików i odgłosów... Jednym słowem domowa komedia za darmo...
Drugi ślub matki, przeprowadzka do Seattle i poznanie nowego brata. To dla dziewiętnastoletniej Addison nie lada orzech do zgryzienia. Szczególnie, że dwudziestoletni syn ojczyma nie pała do dziewczyny sympatią. I od samego początku w dość brutalny sposób, chcę ją do siebie zniechęcić. Za zachowaniem Masona Hale, kryje się jednak coś więcej... Tajemnica i wyrzuty sumienia, które od lat zatruwają mu życie. Oczywiście Addison nie daje zagrywaną i za wszelką chcę odkryć sekret Masona.
To co kupiło mnie w tej książce to Addison, jako jedna z niewielu znanych mi bohaterek. Potrafi się bardzo długo opierać męskiemu urokowi. Nie ukrywam, że to mnie pozytywnie zaskoczyło, bo spodziewałam się, że na widok Masona od razu zmiękną jej nogi. Jednak nic takiego się nie stało, bardzo podobało mi się że reagowała zupełnie inaczej niż spodziewałam się. Z czasem, to nastawienia Addisona się zmienia, bo dążenie do prawdy...wywleka na światło dzienne wiele demonów, które dręczą Masona. Równie mocno, jak nasza bohaterka chciałam się dowiedzieć, co go dręczy. Kompletnie się nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale w tamtym momencie czułam, że przepadłam dla "Pozwól mi spłonąć".
Książka porusza wiele ważnych tematów, które niejako dają do myślenia. A ja bardzo cenię sobie takie wątki .
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Piątek i myślę, że nie ostatnie!