Mam dziwną słabość do czasów, w których żyli Słowianie, do ich wierzeń i tradycji, niczym ze starej baśni: fascynujących, magicznych i odrobinę strasznych. Dlatego też bez chwili zastanowienia sięgnęłam po „Przepowiednię dla Dobrochny” Marty Diels.
Odważna, inteligentna i żądna przygód Dobromiła wyróżnia się spośród wszystkich dziewcząt. Wielu widziałoby w niej swoją żonę, ale najwięcej do powiedzenia w tej kwestii ma jej ojciec i starszyzna grodu. Jednak ona coraz śmielej zerka w stronę pewnego mrukliwego wojownika, który skrywa wiele tajemnic.
Odnajdziemy tu pełen nostalgii i wzruszeń obraz początków państwa polskiego, gdzie niestrudzenie trwa walka o władzę i wpływy, a dzielni wojowie oddają życie w imieniu swojego księcia. Obraz zwyczajnego życia zgodnie z porami roku i naturą, wypełnionego codzienną pracą, marzeniami o miłości, poszanowaniem obrzędów i tradycji, gdzie słowiańszczyzna wciąż ściera się z chrześcijaństwem. Obraz, który wywoła w nas tęsknotę za tym, co było i już nie wróci. Może odrobinę za dużo tu romantycznych uniesień, ale losy Dobromiły i Witosława stały mi się niezwykle bliskie, wywołując radość, śmiech i łzy.