Gdybym jednym słowem miała opisać, to powiedziałabym, że to bardzo gorzka książka. Bo wszak gdy o NY w kontekście prawa i porządku mówimy, to na myśl przychodzi Gulliani ze swoim programem zero tolerancji (czy jak tam się on nazywał) dla przestępców. I że on, ten program, skuteczny. Że się poprawiło. A tymczasem z książki wychodzi, że może medialnie i owszem, ale pod powierzchnią jest tak samo, a może nawet i gorzej. Korupcja jest wszechobecna i dotyczy wszystkich: policjantów, urzędników miejskich, obrońców, prokuratorów i sędziów, ludzi z Wydziału Wewnętrznego Policji, agentów federalnych. Od darmowych kanapek dla policjantów z patroli, do kopert wypchanych gotówką dla prokuratorów (ach, ten amerykański system prawny!). "Prywatny" program opieki nad rodzinami policjantów, sprawowany przez kolegów z patroli jest żywcem ściągnięty od mafii. Ustawione przetargi, koniunkturalne śledztwa, których cele zmieniają się zależnie od wiatru politycznego. No po prostu sama patologia. I obłuda. W zasadzie na tym tle działania skorumpowanych policjantów wcale nie wypadają tak bardzo nieetycznie, tym bardziej, że ci policjanci codziennie ryzykują życiem. Bo w końcu co jest gorsze: czasowa współpraca z przestępcami czy świadome zaniedbywanie niektórych dzielnic, tak aby ceny nieruchomości spadły i kupowanie ich za brudną forsę? No gorzko bardzo.