Gdy chciałam dostać tę książkę do recenzji, wiedziałam, że spodoba mi się. Jednak to co zastałam w środku nie tylko mi się spodobało, ale zmiotło mnie z powierzchni ziemi.
Zanim zabrałam się do czytania tej pozycji, przeczytałam opis z tyłu. Wiedziałam, że z tą książką się polubimy. Zdecydowanie mój gust czytelniczy.
Ale zacznę od początku. Nasza główna bohaterka Cassandra, raczej jest miłą i pomocną kobietą. Jednak Wszystkiego zmienia fakt,gdy zostawia ją ojciec i na wakacje jedzie do swojej koleżanki. Wszystko się komplikuje gdy zastaje jego... Chłopaka, który skrzywdził ją swoimi uczuciami. Z główną bohaterką złapałam dobry kontakt, wiedziałam, że w niektórych sytuacjach się rozumiemy. Jednakże, na początku Cassandra strasznie mnie denerwowała. Nie wiedziała czego chce, raz chciała go pocałować a raz chciała go mu wszystko wykrzyczeć co przez te miesiące się nazbierało. Myślę, że więcej do bohaterki nic nie dodam. Zajmijmy się teraz samą fabułą i jak to wszystko jest wykreowane.
Autorka nie przedłużała tego w nieskończoność, krótko zwięźle i na temat. Czasami niestety zbyt długie opisy, ale to może tylko ja nie lubię przydługawych. Dialogi były zwięzłe i rzeczowe. Bohaterowie nie rozmawiali bez sensu. Również ogromnym plusem dla tej książki jest moment kulminacyjny. Zawsze na to czekam w książce. Uważam, że jeśli nie ma tego momentu książka nie ma w sobie czegoś wow! Co by mnie zaskoczyło.