Piorun sycylijski, który trafił Shy’a Gardeneradalej sieje spustoszenie w jego organizmie. Miłość od pierwszego wejrzenia, motyle w brzuchu i obłęd w oczach. Zakochany chłopak jest gotów zrobić dla swej wybranki wszystko, spełnić każde jej marzenie i zasłaniać własną piersią niczym rycerz w lśniącej zbroi.
Ale Sky jeszcze nie jest gotowa. Choć pochlebia jej zainteresowanie szkolnej gwiazdy, trauma którą przeżyła i ścigające ją demony przeszłości sprawiają, że dziewczyna nie umie zaangażować się w związek. Czy to co czuje to miłość, czy tylko zachwyt płynący z bycia adorowaną? Czy po wszystkim co zrobiła zasługuje jeszcze na miłość?
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest miłość? czy to jest prześladowanie?
Przed nami drugi akt opowieści o wielkim uczuciu i chłopcu idealnym i nie mam dobrych wieści. Uczucie Shy’a wciąż płonie gorąco niczym ognisko wywołane uderzeniem pioruna, chłopak nie je i nie śpi, bo w jego myślach miejsce jest tylko dla Sky. Z kolei ona wciąż się waha i gubi we własnych odczuciach. Otoczona murem męskich piersi niczym armią pretorian, którą naprędce zorganizował Shy, by bronić ją przed całym złem tego świata, na nic się zdaje w konfrontacji z nastoletnim okrucieństwem. Ciągłe ataki ze strony rówieśników sprawiają wrażenie, jakby życie całej szkoły kręciło się tylko wokół nowej dziewczyny i niczego więcej. Cyrk z grupowym odprowadzaniem jej od drzwi do drzwi tylko zaostrza sytuację i sprawia, że wrogowie stają się coraz bardziej zniecierpliwieni.
Co do fabuły w drugim tomie nie posuwamy się za daleko, przyjmuję do wiadomości, że mamy tu uczucie w typie slow burn ale akcja w Grze o miłość nie posuwa się zbyt daleko. Z ciekawszych rzeczy dowiadujemy się ile waży Sky i że jej ciotka ma kota, ojciec Shy’a nie wydaje się takim dupkiem, jak przedstawia go syn a żeby obejść system szkolnych zabezpieczeń wystarczy być dzieckiem gościa mającego firmę z „security” w nazwie. I to by niestety było na tyle.
Dalej nie wiemy co dokładnie przydarzyło się Sky i skąd jej trauma, czemu właśnie na nią uwziął się Aiden i czy Shy pójdzie w końcu do psychologa, co obiecuje od dłuższego czasu…
Podtrzymuje wszystkie zarzuty, jakie miałam do pierwszego tomu, w tej materii bez zmian. Dalej mamy tu jeden wielki szablon i obsesję a autorka używa niedopasowanego języka i zachowań.
Sky dalej trwa w swojej chorej fascynacji i idealności. Obsypuje dziewczynę drogimi prezentami, wozi od drzwi do drzwi i bez przerwy powtarza jak to pragnie ją chronić przed całym złem. W zasadzie świat głównego bohatera skurczył się do rozmiarów jednej osoby – jego ukochana to jedyne o czym myśli, aż dziwne że nie odbiło się to jeszcze na jego stopniach… a nie, zapomniałam, on jest wybitnie inteligentny.
Tym razem możemy również liczyć na niespodziewane wzwody, które pojawiają się znienacka i zakrzywianie fabuły. A jakby było nam mało, całość kończy się motywem z filmu Koszmar minionego lata.
Być może w trzecim tomie czytelnicy w końcu dowiedzą się co stało przydarzyło się Sky, a Shy wyhoduje sobie kręgosłup? Kto wie…. Ja się już raczej nie dowiem, bo po kolejny tom zdecydowanie nie sięgnę.
Żal mi trochę, bo autorka ma fajny styl i gdyby zamiast tworzyć szablonowych bohaterów i prowadzić nic nie wnoszące dialogi postawiła na coś oryginalniejszego, to ta książka mogłaby być naprawdę udana
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
Wydawnictwu Jaguar
@współpracabarterowa
#współpracareklamowa
#współpracarecenzencka