Kiedy ktoś się krząta to, zazwyczaj, wynika z tego coś dobrego np. porządki albo organizowane jest przyjęcie. Kiedy krząta się mis Paddington, zazwyczaj, robi się zamieszanie. Ten niedźwiadek tak ma, iż pomimo dobrych chęci... wychodzi jak zwykle. Można powiedzieć, że przyciąga kłopoty, ale z właściwą sobie gracją stawia im czoła.
Co przydarzy się Paddingtonowi w kolejnym tomie jego przygód. Sympatyczny niedźwiadek stawi czoła nagłemu atakowi zimy i podejmie wyzwanie hydrauliczne; będzie miał okazję odwiedzić fabrykę marmolady – mniam mniam; wyczyści komin; wybierze się na wycieczkę do wyjątkowego miejsca w Londynie; zagra w krykieta (i wywoła gorącą dyskusję na temat zasad gry); złapie – przez przypadek – parę przestępców. Miś będzie się też szykował do pewnego wyjazdu, co sprawi, że państwo Brown zrozumieją, jak bliski stał się im.
Wydaje mi się, że Paddington przysparza wiele radości kolejnym pokoleniom czytelników. To jest klasyka literatury dziecięcej w wybornym wydaniu. Czytając z córką koleje opowieści o przygodach niedźwiedzia z mrocznego zakątka Peru dostaję coraz więcej dowodów, dlaczego tak jest. Pisząc o tomie „Nowe przygody Paddingtona” zwróciłam uwagę na to, że ów miś nie wstydzi się tego jaki jest i otoczenie akceptuje jego dziwactwa w 100%. Po zapoznaniu się z częścią pt.: „Paddington się krząta” zauważyłam pewną fajną cechę w stylu, jakim zostały napisane te książki. Literatura dziecięca ma często jakieś przesłanie itp. Dotarło do mnie, że Michael Bond nie próbuje na siłę wciskać morałów do opowiastek o Paddingtonie. On akcentuje determinację z jaką miś stawia czoło problemom i jego wierność pewnym zasadom, ale najwięcej miejsca w tych historiach zajmuje zamieszanie jakie Paddington wokół siebie robi. Czytanie o perypetiach niedźwiedzia z Peru to czysta zabawa, a ewentualne ”mądrości” trafiają do odbiorcy podprogowo.
Naszą znajomość z Paddingtonem zaczęliśmy od animacji emitowanej na kanale Nick Jr, potem przyszła kolej na „Nową kolekcję bajek”, aż wreszcie sięgnęliśmy po oryginał. Moje zdziwienie było ogromne, iż pierwowzór jest bardziej zadziorny niż serialowy miś. Ale nie poczułyśmy się rozczarowane – ani ja, ani córka. Wdaje mi się, że ten sympatyczny łobuziak z prozy Michaela Bonda nawet bardziej nas zauroczył.
Ilu miłośników niedźwiedzia z mrocznego zakątka Peru mamy „na pokładzie”?