Napisał Nabokov książkę o wybitnym szachiście. Znane są zainteresowania autora grą królewską, komponował zadania szachowe, ja sam jestem miłośnikiem tej gry, z chęcią więc sięgnąłem po tę pozycję.
Rzecz cała rozpoczyna się od pobytu Łużyna w szkole, jeszcze w przedrewolucyjnej Rosji, gdzie jest kompletnie samotny i szykanowany przez kolegów, charakterystyczne jest to, że na każdej wielkiej przerwie siedzi samotnie gdzieś w kącie gdy reszta uczniów szaleje na dworze. A potem odkrywa szachy i to odmienia zupełnie jego życie, pięknie to opisuje Nabokov: „Dopiero w kwietniu, podczas wielkanocnych wakacji, nastał dla Łużyna ten nieuchronny dzień, kiedy cały świat nagle zgasł, jakby przekręcono wyłącznik i pośród mroku tylko jedno było jasno oświetlone – nowo narodzony cud, połyskująca wysepka, na której miało się skupić całe jego życie.”
Okazuje się, że chłopiec ma wielki talent, szybko staje się czołowym szachistą świata, a rzecz dzieje się w latach 20. i 30. ubiegłego wieku, o komputerach nikt wtedy nie słyszał, a wielcy szachiści byli prawdziwymi gwiazdami.
Ale Łużyn jest osobny, nie interesują go inni ludzie, tylko 64 pola szachowe, żyje w swoim osobnym biało-czarnym, kwadratowym świecie. Wciąż myśli o królewskiej grze, inni ludzie, jest oddzielony od świata zewnętrznego szklaną ścianą.
Nie dziwi więc, że bohater książki jest małym dzieckiem, społecznie, emocjonalnie i nawet intelektualnie, bo jego mistrzostwo szachowe to bardzo specyficzna zdolność nieprzekładająca się na inne dziedziny życia. Rozumie to jego żona opiekująca się z troską Łużynem jak maluchem. Przy tym jest to dziecko potencjalnie szalone, wciąż w książce obecny jest lęk przed czymś okropnym, najgorszym. A dla Łużyna stopniowo cały zewnętrzny świat staje się szachami, granica między grą a rzeczywistością powoli zanika.
Było wśród wielkich szachistów paru ludzi odjechanych, wspomnijmy Akibę Rubinsteina czy Bobbiego Fischera. Ale zdaje się, że Łużyn przewyższa ich swoim szaleństwem, od pewnego momentu jest to dla mnie ciężki przypadek psychiatryczny, zresztą znakomicie opisany przez Nabokova.
No właśnie, styl książki jest po prostu olśniewający, można się nim napawać, smakować, oto na przykład jak przyszła narzeczona szachisty spotyka go po raz pierwszy i zwraca uwagę na jego oczy: „Miał zdumiewające oczy, wąskie, wykrojone trochę ukośnie, na wpół przykryte ciężkimi powiekami i jakby czymś zaprószone. Przez ten puszysty pył przebijał jednak błękitnawy wilgotny blask, w którym iskrzyło się coś szalonego i pociągającego.” Prawdziwa poezja!
Znakomite studium narastającego obłędu szachisty.