Kiedy zobaczyłam ten tytuł, a następnie zapoznałam się z jego opisem, wiedziałam, że nie mogę przejść obok tej historii obojętnie. Przed lekturą byłam nastawiona na to, że ta powieść obyczajowa będzie miała naprawdę fajny klimat, a być może i przy niej poczuję świąteczną atmosferę. No cóż, za chwilę wyjdzie na jaw, czy rzeczywiście tak było.
Trzy z pozoru niemające ze sobą nic wspólnego historie, które z czasem zaczynają łączyć się w jedną. Czy to ma prawo bytu? Hela Czarek ma kochającego, choć nieco specyficznego męża oraz uroczą córeczkę. Jej życie płynie jednostajnym rytmem, a kobieta zaczyna przechodzić coś na kształt kryzysu wieku średniego... w wieku lat trzydziestu. Kiedy do jej życia szturmem wchodzi Ula, Hela zaczyna coraz częściej zastanawiać się, jakim sposobem znalazła się tak daleko od swojego docelowego planu na życie. No i pozostaje jeszcze pytanie: czy przystojny były chłopak także może namieszać w jej życiu? Na wszelkie wątpliwości, odpowiedź znajdziemy właśnie w tej powieści.
Pozwólcie, że zacznę od wszystkich zalet tej pozycji, ponieważ ma ich ona całkiem dużo. Przede wszystkim kreacja bohaterów, których udało się przedstawić w sposób naprawdę ciekawy i dobry. Zwłaszcza Hela, którą mogę nazywać śmiało główną bohaterką powieści, podbiła moje serduszko i wzbudziła ogrom sympatii. Jest to kobieta, z którą udało mi się utożsamić, a to już jest dla mnie ogromnie ważna rzecz. Myślę również, że ta bohaterka jest jedną z tych, których po prostu nie da się nie lubić.
Kolejną, ogromną zaletą książki jest bardzo lekki i niesamowicie przyjemny styl pisania Katarzyny Konczarek. Czytając tę historię, ma się wrażenie, jakby się siedziało z przyjaciółką na kawie i słuchało opowieści o jej życiu. Ponadto, powieść ta sprawdziła się idealnie jako lektura na chłodniejsze wieczory, kiedy nie miałam bladego pojęcia, co ze sobą zrobić. Autorka chwyciła mnie za rękę i zabrała na wycieczkę po życiu Heli – to było cudowne.
Niestety w tej powieści znalazły się także minusy, o których nie mogę zapomnieć. Przede wszystkim: zbyt duży chaos. Rozdziały są podzielone na dwie części, gdzie jedna opowiadana jest z perspektywy pierwszej osoby, a druga z perspektywy osoby trzeciej. Wszystko było naprawdę super, gdyby nie fakt, że mnie to okrutnie wybijało z rytmu i sprawiało, że po prostu gubiłam się w całej akcji. Domyślam się, że autorka chciała tym samym urozmaicić tę książkę, ale no, jeśli chodzi o mnie, niestety to nie wyszło.
Kolejnym minusem, jaki rzucił mi się w oczy, jest fakt, że w opisie jak byk widnieje oświadczenie, że pojawia się również tajemniczy amant, który przed laty zawrócił Heli w głowie. Dla mnie było go tutaj za mało. Gdyby autorka zdecydowała się na podarowanie temu bohaterowi większej ilości miejsca, wówczas historia zyskałaby jeszcze więcej, no ale cóż. Trzeba się polubić z tym, co się ma.
Słoik w papryczkach to powieść obyczajowa, która dla niektórych może wydawać się nudna i przewidywalna. No i w pewnym stopniu faktycznie taka jest, ale! Nie da się ukryć, że przy tym wszystkim, ta powieść jest świetną odskocznią od całej tej szarej rzeczywistości, a także daje czytelnikowi coś w rodzaju pocieszenia i pokazania, że jeszcze będzie dobrze.
Może i to są banały, ale przy tym bardzo przyjemne i po prostu dobre. Nie ukrywam, że ta książka mogła być lepsza, ale umówmy się: nie bawiłam się tak dobrze przy obyczajówkach od dawna, więc jestem w stanie wybaczyć Katarzynie Konczarek te wszystkie minusy. Nie odczułam też klimatu świąt, ale jestem w stanie o tym również zapomnieć - w końcu nie jest to typowo świąteczna historia.
Czy polecam? Dla wszystkich miłośników lekkich powieści obyczajowych oraz osób, które potrzebuję czegoś do oderwania się w wolnej chwili – jak najbardziej. Tym, którzy jednak szukają czegoś więcej, radzę poszukać innego tytułu.