Kylie w niczym nie przypomina nastoletniej buntowniczki, wręcz przeciwnie. Jeden, jedyny raz, znajduje się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie - to zwyczajny pech. Rodzice jednak traktują ją jak notoryczną imprezowiczkę i postanawiają wysłać na obóz dla trudnej młodzieży. Przy okazji nastolatka uniknie ich burzliwych kłótni, więc upieką dwie pieczenie na jednym ogniu.
Nasza bohaterka jest przerażona, zanim jeszcze dotrze na miejsce. W autobusie wiozącym ją w nieznane jest pełno młodych ludzi, którzy w niczym nie przypominają jej szkolnych przyjaciół. Wyglądają mrocznie i naprawdę przerażająco. Mimo wszystko dziewczyna jest zaskoczona, kiedy okazuje się, że trafiła w sam środek obozu dla stworzeń, o istnieniu których nie miała pojęcia. Wampiry, wilkołaki, elfy czy czarowinice, to tylko niektóre z postaci, które Kylie spotka na swojej drodze. Wszystko wskazuje, że dziewczyna trafiła tam nie bez powodu - czy ona również nie jest człowiekiem?
Paranormalne stwory, to zdecydowanie "moje klimaty". Nawet wampiry, które molom książkowym wychodzą już uszami, mi chyba nigdy się nie znudzoną. Im więcej niezwykłości, tym lepiej! C.C. Hunter naprawdę mnie rozpieszcza - w "Urodzonej o północy" znajdziemy całe mnóstwo gatunków. W dodatku autorka pokazała nam nadprzyrodzone rasy w nieco odświeżonej wersji. Choć sama koncepcja nie jest zbyt oryginalna, rekompensuje to pomysłem na opis każdego z nich.
Bardzo polubiłam Kylie. Choć to z dość zwyczajna i niczym nie wyróżniająca się dziewczyna, jednak (całe szczęście) nie okazała irytująca. Bywa niezdecydowana, czy rozhisteryzowana, ale nadrabia to poczuciem humoru i lojalnością wobec przyjaciół. O ile bohaterka idealnie wpasowuje się w stereotypową postać z paranormal romance, o tyle obóz letni już nie, gdyby nie fakt, że... niczym nie różni się od szkoły z internatem. A tę znamy przecież doskonale z powieści YA. Najdziwniejszy jest jednak fakt, że kompletnie mi to nie przeszkadzało. I w tym wypadku autorka nadrobiła średni pomysł niezłym wykonaniem - koncepcja obozu była na tyle ciekawa, że z ogromną ciekawością śledziłam losy jego uczestników.
Czego jeszcze nie może zabraknąć w PR? Trójkąta miłosnego! Tutaj mamy coś więcej - Kylie jest rozdarta między trzema chłopakami. I choć szczerze polubiłam nastolatkę, to w tym wypadku działała mi na nerwy swoim niezdecydowaniem odnośnie wybranka. Ja swojego ulubieńca wybrałam bardzo szybko i przez bite 300 stron zażarcie mu kibicowałam!
Jednym z najważniejszych wątków jest tożsamość głównej bohaterki. Jeszcze przed przyjazdem na teren obozu, dziewczyna widzi przerażającą postać Żołnierza, której nikt inny nie jest w stanie dostrzec. To, że dziewczyna posiada paranormalne zdolności jest pewne - cała zabawa polega jednak na znalezieniu odpowiedzi na pytanie - czym jest Kylie? Spodobało mi się poprowadzenie tego wątku, a zakończenie zaskoczyło, wolałabym jednak poznać odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Mimo to, autorka postanowiła potrzymać czytelników w niepewności. Myślę, że osiągnęła zamierzony efekt w 100%, bo osobiście naprawdę nie mogę doczekać się kontynuacji!
"Urodzona o północy" zahacza o utarte schematy, jednak w wyjątkowy sposób. Czerpie z nich to, co najlepsze, dzięki czemu powieść naprawdę ciężko odłożyć. Mi wyjątkowo przypadła do gustu i przyjemnością sięgnę po kolejny tom - oby ukazał się jak najszybciej!
Ocenia: 7/10