„- Może to dla was oczywiste. Może wiecie o tym od dziecka, a ja zostałem w tyle i próbuję za wami nadążyć. Ale wiecie co? Dopiero jakiś tydzień temu zdałem sobie sprawę, o co chodzi z tą całą odwagą. Ona jest w naszych głowach. Nie rodzimy się z nią, nie uczyliśmy się jej w szkole, nie czerpiemy jej z książek. To sposób myślenie, i tyle. To coś w czym ćwiczymy umysł. Właśnie to do mnie dotarło. Kiedy pojawia się potencjalne zagrożenie, wasze umysły mogą oszaleć ze strachu. Mogą uciec z las. Widzą węże karabiny i facetów z karabinami. Tak działa wyobraźnia, a w tych okolicznościach wyobraźnie nie jest waszym sprzymierzeńcem. Trzeba ją powściągnąć, okiełzać. To gra umysłowa. Trzeba być surowym dla własnego umysłu. Odwaga to wybór którego dokonujemy. Musimy sobie powiedzieć: Będziemy odważni. Nie zamierzamy się bać ani panikować!- Homer”*
Wojna. Odwaga. Strach. Śmierć. Same gnębiące myśli kłębiące się w głowach młodych bohaterów, które powoli zaczynają wyniszczać ich od środka. Ja sama pozwoliłam sobie przybliżyć cytat, który najbardziej mnie dotknął, a zarazem jest niezwykle trafny w odniesieniu do książki. Przed rozpoczęciem serii Jutro nie było mi znane (przy najmniej dosłownie) pojęcie pełnej odwagi w obliczu zagrożenia. Było to coś o czym uczyłam się na historii, czy oglądałam w telewizji. Jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę jakie przeżycia są z tym związane. Dopiero pan John Marsden przybliżył mi ten okrutny świat wojny.
W drugiej części mamy do czynienia jedynie z szóstką przyjaciół. Niewiedza o stanie dwóch najlepszych przyjaciół dodatkowo deprymuje i pobudza strach oraz ich tęsknotę. To właśnie z tego powodu układają nowy plan odbicia najbliższych i choć nie jest on idealny, warto spróbować. Do tego ich nowym domem powoli stawało się Piekło. To co początkowo miało być niewielką wyprawą w góry, okazało się ich przekleństwem. A co do Ellie, chyba się zakochała, tym razem na poważnie, choć nie jest to chyba najlepszy moment na takie rzeczy…
Zacznę od tego, że druga część podobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza. Więcej akcji i związanych z nią emocji. Często czytało się ją zapartym tchem i do teraz przechodzą mnie dreszcze, gdy przypominam sobie o niebezpiecznych akcjach, w które wplątali się bohaterowie. Trochę thrillera, trochę sensacji i doskonałe połączenie wojny z młodym pokoleniem bohaterów. Poznajemy dzięki temu prawdziwą Odwagę, o której już tak dużo mówiłam, oraz miłość, która połączyła wszystkich w Piekle. Autor często wprowadza bardzo trafne porównania, a dzięki narratorce Ellie, która jest bardzo szczera i prostolinijna, wiernie opisuje nam wszystkie zdarzenia, nawet te najbardziej intymne.
Musiałabym podziękować autorowi, za tak barwną powieść. Nie dość, że sprawnie operuje językiem młodzieżowym (dzięki czemu bardzo dobrze się czyta, a treść jest niezwykle zrozumiała), dodatkowo ubarwił książkę lekkim romansem oraz nie bał się opisać poważnych i stosunkowo okrutnych scen. Poprzednio nie byłam przekonana co do całej serii, jednak po tej części muszę powiedzieć, że pan John Marsden przekonał mnie do tematyki wojennej.
Co do bohaterów moimi ulubieńcami okazali się Homer i Fi. Kocham Ellie, jednak delikatność Fi i zdolności przywódcze Homera, bardziej mnie przekonały. Nie mogę pominąć również kwestii romansu, gdyż Lee i Ellie byli tutaj bardzo przekonujący, nie zdradzę jednak szczegółów.
Najważniejszą jednak kwestią jest zmiana bohaterów i ich stan psychiczny. Wielokrotnie zastanawiałam się czy wojna potrafi zmienić człowieka aż tak bardzo. Czy zwyczajny człowiek, nastolatek będzie w stanie zabić? John Marsden przedstawia nam to tutaj bardzo dobrze opisane.
Cóż jeszcze mogłabym powiedzieć. Mamy tutaj znakomicie podaną powieść, którą naprawdę warto przeczytać. Jeśli zastanawiacie się, czy książka o wojnie na pewno wam się spodoba, sprawdźcie. Ja podchodziłam do tego z mieszanymi uczuciami, jednak jestem usatysfakcjonowana.
*cytat (strona 16)