Daniel Falcman
Zostań fanem autora:

Daniel Falcman

Autor
10 /10
2 oceny z 2 książek,
przez 1 kanapowicza
absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego (pedagogika), Uniwersytetu Wrocławskiego (filozofia), Uniwersytetu Adama Mickiewicza (socjologia); od 2009 roku związany z Instytutem Socjologii UAM. Autor, współautor kilkunastu artykułów naukowych i kilku publikacji książkowych, m.in.: Świadomość aksjologiczna i podmiotowość etyczna. Analizy i impresje; Fenomenologie: socjologia versus pedagogika. Przesłanki instytucjonalizowania się pedagogiki fenomenologicznej. Jego główne zainteresowania badawcze skupiają się wokół filozofii nauk społecznych, filozofii społecznej, socjologii teoretycznej i seksualności.

Książki

Ideologie nauk społecznych – warianty interpretacyjne
2 wydania
Ideologie nauk społecznych – warianty interpretacyjne
Prof. dr hab. Mirosław Kowalski, Daniel Falcman
10/10

Zasadniczym celem książki jest – po pierwsze - odpowiedź na pytanie: prawda i określenia takie jak, „prawdziwy”, „prawdziwe” to postmetafizyczne pozostałości słownika potocznego - czy elementy nieideo...

Świadomość aksjologiczna i podmiotowość etyczna
2 wydania
Świadomość aksjologiczna i podmiotowość etyczna
Prof. dr hab. Mirosław Kowalski, Daniel Falcman
10/10

Świadomość aksjologiczna zalicza się do grona tych teoretycznych bytów, wobec których analizy terminologiczne nie są zabiegiem pro forma. Przekonamy się [...] że mnogość ujęć i perspektyw, w których j...

Fenomenologie: socjologia versus pedagogika
2 wydania
Fenomenologie: socjologia versus pedagogika
Prof. dr hab. Mirosław Kowalski, Daniel Falcman

Głos twierdzeń zawartych w książce to owoc nieraz żmudnych, zawsze intensywnych, podejmowanych z ferworem debat, polemik, konsultacji odbywanych w Instytutach Socjologii, Filozofii oraz Kulturoznawstw...

Cytaty

Jakieś takie postromantyczne banialuki. Kiedy miłość stała się tańsza od marlboro, nikt już się dla niej nie tnie. Może za wyjątkiem licealistów. Ci jednak wolą się, dla poratowania samooceny i uciesze gawiedzi, powypinać na skype. O czym donoszą pewne socjologiczne badania. Jakaś taka - zatem - mocno przeidealizowana koncepcja osoby. Niczym przesocjalizowana - znowu 'prze' - koncepcja podmiotu u E. Goffmana. Oczywiście, złapią się na tę 'prze' i licealiści z niedoborem magnezu, i studenci pierwszych lat, co to Wawę i Krk traktują na podobieństwo platoników - niczym miejsce rozgrywania się miłosnej idylli; po 'mitomańsku' - jednak zwłaszcza wtedy retrospektywa okaże się fatalna. Dawni fani, po latach, będą się z niesmakiem otrzepywać od niegdysiejszej apoteozy. I po czasie pozostanie tylko niesmak. Próżny dar, daremny trud - tylko łapy od klaskania jeszcze bolą'
Wielu homoseksualnych nastolatków doświadcza siebie jako prince. To rys zbieżny z moją typologią młodych gejów - prezentowaną w cyklu wykładów otwartych i wyłuszczoną w artykule. To jednocześnie pedalskość bogoojczyźniania - bo oparta o wygląd, a skoro DNA to sprawstwo nikogo innego, tylko bozi - prince chwalą boga - samymi sobą, niekoniecznie z udziałem świadomości, wszak wystarczy sama nazwa. Pedalskość bogoojczyźniana - afirmująca urodę własną, deprecjonująca powierzchowność innych - nastraja optymistycznie jeśli idzie o wskaźniki młodzieżowej religijności. Wiemy przecież, że z tą nie jest najlepiej - pomimo uspokajających głosów Kościoła. Ten ostatni powinien się na prince otworzyć, może zmienić doktrynę - princes to zbiorowość w pedalskim światku pokaźna i nęcąca oko. Samym princes doradzałbym natomiast - w imię kosenwekcji nazwy, które powinna się przekładać również na działanie - częstsze, niż u heteroseksualnych rówieśników nawiedzenia Jasnej Góry. Skoro ich urodę znaczy - jak twierdzą - nadzwyczajność, winni komuś za nią podziękować - biologia już dawno pokazała, że wizualność to sprawa umykająca zasadniczo podmiotowej kontroli.
Heidegger podobnych problemów nie miał-niemieckie uczelnie jego czasu nie musiały dbać o zainteresowanie własną ofertą dydaktyczną, nie trwoniono na nich sił przemyśliwując lepszą witrynę internetową, lepsze zakodomowanie do warunków wolnego rynku, nie szafowano nowymi rozwiązaniami w zakresie marketingu-miast myśleć o nauce i filozofii, roztkliwiając się nad reklamową szatą uniwersytetu. To wszystko było Heideggerowi zbyteczne. Gdyby żył w moich czasach, ukułby najpewniej fenomenologię akademickiej buchalterii i strachem organizowanej dobroci. Szczęśliwie, nie żył.
Wszystko zaczęło się od Webera - który dopuścił się grzechu cudzego. Nie rozmyślnie - słowo "grzech" więc tutaj nie pasuje, winno być zastąpione innym - to, czego się dopuścił, leży po stronie rezultatu, a nie intencji. Weberowi - przypomnijmy - chodziło o poznawczą bezstronność socjologii, powstrzymywanie się od sądów wartościujących. To się udało - jeśli zważyć na pomnik socjologii jako nauki pozytywnej - tylko częściowo, daleko poniżej pokładanych nadziei i oczekiwań, za cenę, która innych wprawiła w przerażenie. Zakrzyknięte głosy sprzeciwu ucieleśniły się w antynaturalizmie, stanowisku, które odcina socjologię od modelu nauk przyrodniczych, każe szukać po stronie humanistyki. Ten kierunek - z czasem cyzelowany metodologicznie, upodabniany do poszukiwania systematycznego, poddanego rygorom - widać najdobitniej u Autora, który tych udoskonaleń nie potrzebuje - Zygmunta Baumana. Bauman obrazuje po swojemu, głosi własne prawdy. Prawda - więzień paradygmatu - jest w wypadku Baumana, co oczywiste, prawdą Baumanowskiego paradygmatu. Kunszt Baumanowskiego pióra - literacka rzutkość, finezja - wprawiają w kompleksy. tych zwłaszcza, którzy pisać nie potrafią. Ostatnich, niestety, w socjologii nie brakuje. Rozmowa z Profesorem Golką - który w środowisku poznańskiego socjologii, jest dla mnie jedną z postaci ważnych - utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak pisać trzeba - humanistyczne, ze swadą, nawet za cenę potępienia. Ile w tym potępieniu szczerej ortodoksji - krzyżowania ze szczerych pobudek - ile zawiści i zadrości, nie wiem, boję się oceniać. Bo jest faktem, że wielu socjologów - zwłaszcza scjentystów - pisać nie potrafi - za dużo matematyki, za mało poprawnej stylistycznie wypowiedzi. Spór o Baumana dotyka mnie osobiście. Krytykować postać znaną, pomimo rezerwy i wstrzemięźliwości niektórych - taką, która w odróżnieniu od nich zrobiła światową karierę - trudniej, aniżeli mnie. Ponieważ zarzuca mi się zbyt potoczysty styl, zawiłą składnię, stylistyczne błedy i potknięcia - wszystko to, czym - już jako zaletami - chlubiło się międzywojnie. Pamiętam z lekcji polskiego, że okres międzywojenny to w historii ojczystej - i nie tylko - literatury to czas Parnasu, niebywałego rozkwitu - powstawania gwiazd, legend, klaryfikowania się kunsztu, zjawisk nieprzeciętności. Polszczyzna zaczęła - na nowo - błyszczeć, zaczęła być obrazowa, jaskrawa, literacka. Ówczesna składnia i sposób posługiwana się językiem jest dla mnie paradygmatyczny, tak pisać trzeba! Dla wielu - wśród nich pewnie takich, którzy tamtej lekcji polskiego nie pamiętają, albo zrealizować nie potrafią - tak pisać nie wolno. Pytam się - niestety, bez odpowiedzi - z jakiego powodu nie nawiązywać - pielęgnować, petryfikować, szczycić się - kunsztem? Miast tego - domniemam - należy się posługiwać krzywym, bylejakim językiem - czyżby dlatego, że standardy językowe niektórych były na tak niskim poziomie, że- odrobinę - wyższy jest dla nich niemożliwy? Pytam bez odpowiedzi, niezbyt ostrożnie - pytam autorytety, nie pytam miernot - niech w imieniu socjologii wypowiedzą się w tej sprawie - bo warto, bo trzeba - najznamienitsi. Niech zabiorą głos postaci, które cenię. Niechaj zaczną mówić "jakościowcy" - gdyby zechcieć od tej strony zanalizowac losy socjologii, z nich przeważnie rekrutowali się wielcy - zdanie statystyków mnie nie interesuje - trudno wierzyć słowom tych, którzy - choćby chcieli - pisać pewnie nie mogą, bo nie potrafią.

Komentarze