W Polsce utarł się stereotyp Matki-Polki, takiej, która dla swoich dzieci gotowa w ogień wskoczyć, kwoki stroszącej piórka i rozkładającej skrzydełka nad swoimi pisklętami, by nie stała im się najmniejsza krzywda. Matki, która z siedzenia w gnieździe czerpie siłę, a dumę wyłącznie ze swoich dzieci. Matki bez własnych ambicji, aspiracji i marzeń, poza tymi, by jej dziecko było szczęśliwe, trzęsącej się nad ogniskiem domowym. Matki udręczonej i nieszczęśliwej, składającej się na ołtarzu rodzinnego życia. Jak krzywdzący jest ów stereotyp wobec kobiet, zwłaszcza tych, które matkami były w czasie wojny, udowadnia Stefan Wasilewski w swojej książce, będącej zarazem wspomnieniem z dzieciństwa, „Droga przez piekło”. Oddając hołd Ludwice Wasilewskiej, matce piątki dzieci, kobiecie oddanej rodzinie, kobiecie dbającej o dobro dzieci bardziej niż o dobro własne, ale jednocześnie zaradnej i szczęśliwej, choć udręczonej – nie macierzyństwem, a wojenną dolą.
„Droga przez piekło” to książka wzruszająca i niełatwa. Zaklasyfikować można ją do literatury faktu, wspomnień Kresowiaka z okresu II wojny światowej. To pozycja ważna z uwagi na swoją tematykę, bo chroni od zapomnienia. To literatura, która jest swego rodzaju katharsis. Ustrzec ma przyszłe pokolenia przed tym, co było, a co nigdy wrócić już nie powinno.
Jest lato 1939 roku. Maleńka wieś na Kresach Wschodnich, gdzie wszyscy dobrze się znają i żyją obok siebie i ze sobą w zgodzie i harmonii. Nieważne, Polak, czy Białorusin, najważniejsze są dobre stosunki sąsiedzkie. Niestety, wybucha wojna i wszystko ulega zmianie. Ludwika Wasilewska, postawiona zostaje przed trudnym zadaniem – musi sama utrzymać piątkę dzieci, mimo coraz bardziej piętrzących się problemów. Jako Polka i jednocześnie żona ukrywającego się przed NKWD Polaka, traci z dnia na dzień dobytek, by ostatecznie trafić wraz z dziećmi do wagonu kolejowego, który wywiezie ją i wielu jej podobnych Polaków na Wschód, do obozów pracy. I będzie to istotnie „Droga przez piekło”, droga przez mękę usłana cierpieniem, łzami, potem i trupami… Wielu ludziom nie uda się dotrzeć do miejsca przeznaczenia, wielu z nich nie przeżyje w nowych warunkach, w których przyjdzie im wegetować.
Jeśli jesteście zainteresowani opowieścią o tym, jak wyglądała ta smutna rzeczywistość, zachęcam do sięgnięcia po książkę Stefana Wasilewskiego i zmierzenia się z tą trudną historią, którą napisało życie.
Można powiedzieć, że jest to historia, jakich wiele. Wyróżnia ją jednak jedno. Niesamowita bohaterka, Ludwika Wasilewska, którą autor postawił tu na piedestale. Patrząc na jej heroizm, na jej niesamowitą wolę życia, uważam że całkiem słusznie!
Początek powieści wydaje się być lekki i przyjemny, tylko sporadycznie sygnalizowane jest nadejście nieuchronnej tragedii i zmierzenie się z barbarzyńskimi praktykami. Stopniowo, krok po kroku, kartka po kartce i dzień po dniu, śledzimy zmiany, jakie zachodzą w spokojnej do niedawna społeczności i bestialstwa, jakie potrafią wyrządzić sobie wzajemnie ludzie. Obok losów rodziny Wasilewskich śledzimy też i życie codzienne Kresowiaków, z ich tradycjami i rzeczywistością w której funkcjonowali. Później obiektem naszych obserwacji staną się ludzie zesłani do obozów pracy i ich walka o godność, wolność, o zachowanie człowieczeństwa.
Irytowało mnie w tej historii wprowadzenie mnóstwa wątków pobocznych, które nijak miały się do toczących się wydarzeń. Miałam wrażenie, jakby autor starał się przekazać całą swoją wiedzę na temat Rosji i Związku Radzieckiego, jaką tylko posiadł, niezależnie od tego, czy miały istotne znaczenie dla tematyki książki, czy zupełnie były tej istoty pozbawione. Niektóre z nich rzeczywiście były ciekawe i wzbogacające historię, inne z kolei nudne i zbędne, rozpraszające czytelnika i z całą pewnością zmniejszające napięcie związane z tragicznymi przeżyciami bohaterów. Uznanie zaś za Polaka Feliksa Dzierżyńskiego, wywołało u mnie konsternację… Podobnie, jak duża ilość błędów, które pominął korektor… Nie biorę pod uwagę literówek, które zdarzyć się przecież mogą, tu przytrafiały się pomyłki dotyczące wyrazów, zmieniające sens tekstu, albo całkowicie go odbierające!
To, co najbardziej przypadło mi do gustu w „Drodze przez piekło”, to przełamywanie stereotypów – Matki Polki, czy złego Rosjanina, wroga i gnębiciela polskiego męczennika.
Książka ta świetnie udowadnia, że tak jak wszędzie, także wśród Rosjan są ludzie źli i dobrzy, choć z dobrymi NKWD-zistami, to jak dla mnie lekka przesada…