Stoimy na niewielkiej wyspie, którą pozostawiliśmy pośrodku jeziora: Trudie, ja, nasi sąsiedzi z doliny i wikary John Raynolds, który udzielał nam ślubu. Nasza dama z jeziora leży w otwartej trumnie, twarz ma zwróconą ku niebu, po raz pierwszy od dwóch tysiącleci, kościec ma prawie dziecięcy, na piersi jasne, żółte kwiaty. We mgle na dalekim brzegu stoi samotny kobziarz (...)
Podpowiedź: nie jest to fantastyka ani horror ale sympatyczna i wciągająca literatura faktu...