Planeta Ziemia, rok 2024, październik. Wilgotno, pochmurno i chłodno, można dostrzec pozostałości kropel rosy na krótko przystrzyżonych źdźbłach zielonej rośliny. Moje zaspane ślepia podnoszą zmęczone powieki, jednocześnie wysyłając komunikat do górnej części ciała zwanej mózgiem, który brzmi mniej więcej: "wstawaj gościu!" Kończyny podrywają odwłok ku górze a odbicie w lustrze ukazuje wczorajsze jutro dzisiejszego popołudnia.
Spoglądam ku niebu, czy dostrzegam to na co spoglądam? Czy widać tytułowego olbrzyma, o którym mowa? Oczywiście, że nie. A co właściwie autor miał na myśli formułując tytuł? I co dla mnie znaczy ten kawałek tekstu? Odpowiedź jest prosta. Nie mam pojęcia, co autor miał na myśli.
Ale zinterpretuje to po swojemu, jak zawsze.
Księżyce, jak tytuł wskazuje, odnosi się do liczby mnogiej, a że kosmiczny jegomość ma ich kilkadziesiąt, sprawa się jeszcze bardziej komplikuje. Można by rzec, że głównie sprawa dotyczy miłości i wszechobecnym emocjom, które jej towarzyszą. Każdy kocha inaczej, na wiele sposobów, jedni przez słowa, drudzy poprzez czynu, jedni platonicznie a inni romantycznie. Równie dobrze, sam tytuł nie musi odnosić się do samej miłości jako uczucia i całej emocjonalnej otoczki, ale do osoby, która przeżywa rozterki miłosne, a księżyce to wybranki serca bohatera. Każdą rozkłada na czynniki pierwsze, poznaje, analizuje, próbuje poznać, znaleźć wspólny język, zainteresowania, chcę ją po prostu pokochać. Jeśli jednak stwierdza, że "te" drzwi nie prowadzą donikąd, zaczyna szukać właściwego klucza do kolejnego zamka. Czy to osoba, która nie wiem dokąd zmierza? A może doskonale wie, co robi?
Analiza tytułu przyprawia o ból głowy, mnogość wariantów dyskusyjnych jakie powstają........ łatwiej będzie pochwycić papierową wersję w jedną lub w dwie z górnych, ruchomych części ciała i zacząć pochłaniać wers po wersie, by jednoznacznie (lub nie, przyp.red.) odpowiedzieć na pytanie, co autor miał na myśli formułując tytuł.
Dla mnie oznacza on mniej więcej tyle, co krzak pomidora:) Rośnie sobie bidulka, ma wiele owoców a jeszcze więcej liści, wszystko utrzymuje, gruba łodyga stanowiąca główny filar. Muszą pojawić się kwiaty, owoce, najpierw zielone, które dojrzewają i zmieniają kolor w czerwony, a liście? Są zielone, ale też żółkną, usychają. Sam krzew również może chorować. Jeśli dobrze o niego zadbamy od samego początku, podlewamy, pielęgnujemy, śpiewamy mu, rozmawiamy z nim i gramy w planszówki, odwdzięczy się nam i obdarzy nas owocami. Z miłością jest podobnie. Wiele jest odmian pomidora, wiele dają owoców, ale tylko nieliczne mają wyjątkowy smak, kształt, zapach, i wnętrze (miąższ). Czasem musi upłynąć wiele lat, zanim uda nam się zjeść, tego jedynego, niepowtarzalnego pomidora. I tym jest dla mnie tytuł. Drogą bez drogowskazu, aczkolwiek z mapą w ręku.