„Cena milczenia”, to jedyna książka z gatunku fantastyki, którą przeczytałam w marcu i miałam szczęście, bo okazała się naprawdę wciągająca! Składają się na nią przenikające się wzajemnie historie osadzone w stworzonym przez autora uniwersum w czasach, gdy czarownicy odchodzili w niełasce, a nadchodziło oświecenie.
Ale to nie tylko starcie magii z siłą rozumu i idącym za nim postępem, czy też brutalne walki o przetrwanie, których tu nie brakuje, ale też wewnętrzne zmagania i rozterki, plany i marzenia bohaterów.
Najemnik Wernar, któremu nieudany magiczny eksperyment hartuje ciało i odsłania duszę, będzie musiał nauczyć się żyć i akceptować zmianę, która z jednej strony wydaje się nieoczekiwanym uśmiechem losu, a z drugiej przekleństwem.
Dziedziczka orientalnego Koralowego Przesmyku, Maeida zbuntowana przeciw tradycjom i nakładanym na nią zobowiązaniom w dalekim świecie i związanym z nim przygodach widzi swoją przyszłość.
Nazbyt prawy i honorowy rotmistrz Hakard, którego przymioty dla niektórych okazują się niewygodne, niesłusznie i podstępnie pozbawiony tytułu, ziemi i wydalony z garnizonu obejmuje służbę w przetrzebionym zarazą mieście.
Każdy z bohaterów bardzo realistycznie wykreowanych, ma w sobie magnes, którym przyciąga do siebie czytelnika i skupia jego uwagę na swojej historii. Autor znakomicie podsyca ciekawość, a dzięki spojrzeniu z tak różnych perspektyw i bohaterom odmiennym ze względu na narodowość, pełnioną funkcję, a nawet płeć wyłania się szeroki i barwny obraz stworzonego świata. Jedynie opowieść Maeidy moim zdaniem mogła zostać nieco bardziej rozbudowana. Świat stworzony przez autora ma tak ogromny potencjał, że może jeszcze o nim usłyszymy? Bardzo na to liczę.