Niegrzeczne opowieści, wersja starodawna, zaiste.
Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie było prądu, więc telewizor oglądano przy świeczkach, grupa młodych florentyńczyków postanowiła razem spędzić lockdown DŻUMA-XIV i umilić sobie czas różnymi opowieściami. Harcerzami to oni nie byli, więc opowiadane historie często były z pieprzykiem. Przy większości ubawiłam się świetnie (może z kilkoma wyjątkami). Uwielbiam to zestawienie dość frywolnej tematyki ze starociowym językiem. Występne białogłowy – czy to nie brzmi pięknie?
Pomysły na poszczególne nowele zaskakujące – mnie osobiście rozłożyła na łopatki opowieść o mężczyźnie, któremu wmówiono, że jest w stanie błogosławionym i chłopina przeraził się, którędy na świat dziecię wyda. A skoro kobiety, chociaż do rodzenia przez naturę przystosowane, krzyczą podczas porodu tak przeraźliwie z bólu, to on na pewno skona. A wszystkiemu winna była żona, która wbrew naturze podczas aktów upierała się być na górze i z powodu tych bezeceństw mąż zaciążył. Prawie się przy niej popłakałam ze śmiechu :P
Po skończeniu lektury naszła mnie myśl: tyle lat upłynęło, a te historie są nadal aktualne. Ta uniwersalność jest niesamowita. Ludzie tak niewiele się zmienili na przestrzeni lat.